poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział Dziewiętnasty: "Już nic nie miało znaczenia."

 Krótko, ale pomyślałam że na razie tyle wystarczy. Obiecuję, że na następny raz postaram się dodać bardziej ambitny post, ale nie obiecuję, że mi się to uda. Matury zmuszają mnie do robienia wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, na co mam ochotę.
Do zobaczenia w - mam nadzieję - niedalekiej przyszłości,
Cave
~*~ 

         Ginny opadła na kolana, zasłaniając usta dłońmi. Bezradnym wzrokiem patrzyła na to, jak z różdżki jej najlepszej przyjaciółki wypływa smuga skrzącego się światła, rozwiewająca włosy Narcyzy. Po kilku sekundach ciszy, przerywanej przez donośny głos profesor Minervy, wydający kolejne rozkazy, kobieta otworzyła szeroko oczy i zaczerpnęła powietrza, podnosząc się do siadu. Spowodowała tym, że różdżka Hermiony wysunęła się z jej bezwładnej dłoni, a ona sama przechyliła na bok i opadła prosto w rozłożone ramiona Higgs’a. Chłopak patrzył na to wszystko z boku z nieukrywanym zdziwieniem i wcale nie podobało mu się, że klatka piersiowa Gryfonki unosi się i opada w coraz wolniejszym tempie.

         Nie zauważył tego Draco, który w chwili nieopisanej euforii rzucił się na szyję matki i przyciągnął ją do siebie z całej siły, całując w rozczochrane, blond włosy. Rany na twarzy kobiety zaczynały się powoli goić, a ona sama rozglądała się z niedowierzaniem po wnętrzu Wielkiej Sali, obejmując automatycznie napięte ciało syna. Chłopak odsunął się od rodzicielki dopiero w momencie, w którym usłyszał głośny szloch Pansy. Odwrócił się w jej kierunku, unosząc wysoko brwi.

         Syknął cicho, kiedy Weasley zahaczyła mocno ramieniem o jego ramię, rzucając się w kierunku Granger. Złapała ją za ręce i wyrywając Terrnece’owi, przyciągnęła do siebie, zaczynając kołysać się w przód i w tył, powtarzając po cichu słowa prośby o to, aby dziewczyna się ocknęła. Luna uklękła za plecami rudej, układając na nich otwartą dłoń, którą zaczęła gładzić je w uspokajającym geście. Szybko jednak została odepchnięta przez rozhisteryzowaną przyjaciółkę. Nawet Blaise nie mógł się do niej zbliżyć, ponieważ od razu zaczęła rzucać przekleństwami i wyzwiskami pod jego adresem.

- Cześć ciociu – cichy głos Parkinson sprawia, że natychmiast odwraca się w jej kierunku i przygląda temu, jak dziewczyna przytula jego matkę. Kręci głową, spoglądając przez ramię na Notta, który rozkłada bezradnie ręce, chcąc pokazać mu w ten sposób, że również zupełnie niczego nie rozumie z zaistniałej sytuacji.

- Pansy – mówi cicho kobieta, witając się z nią w ten sposób. – Czy ktoś właśnie… - urywa, kaszląc cicho, kiedy do jej nozdrzy dostaje się nieprzyjemny pył po tym, jak ktoś przechodzi obok nich szybko, podrywając go peleryną do góry.

- Hermiona – przyznaje cicho czarnowłosa, odwracając spojrzenie na przyjaciółkę, która cały czas przebywa w objęciach szlochającej Ginny. Draco podąża za jej wzrokiem, a jego oczy powiększają się do nienaturalnych rozmiarów, kiedy dociera do niego, że dziewczyna w ogóle nie oddycha.

         Nie czekając na nic więcej doskoczył do niej, jednak Ginevra nie pozwoliła mu nawet zbliżyć się do nastolatki. Odwróciła się do niego bokiem i zasłoniła ją swoim ciałem, wyciągając w jego kierunku różdżkę. Uniósł dłonie wiedząc, że ruda była w stanie zabić go za to, że Hermionie coś się stało. Chociaż nie wiedział, jak duża jest z tego powodu wina i co tak właściwie na Merlina się stało.

- Poświęciła się dla twojej matki! – krzyknęła w końcu, nie mogąc dłużej znieść jego wyrazu twarzy. – Powiedziałeś jej przed zamkiem, że jest tchórzem, więc udowodniła ci, że się mylisz! Jesteś z tego zadowolony?! – wyrzuciła z siebie i ponownie zaniosła szlochem, przez co jej drobne ramiona trzęsły się żałośnie. Blondyn poczuł, jakby ktoś wbił mu ostrze głęboko w serce i pokręcił nim kilka razy, sprawiając że organ zaczyna obficie krwawić. Odzyskał matkę, ale stracił ją… Czy naprawdę to była jego wina?
         Zerknął na Zabiniego, bezgłośnie błagając go w ten sposób o pomoc. Ciemnoskóry natychmiast podszedł do swojej dziewczyny i zanim jakkolwiek zdążyła zareagować, pociągnął do siebie sprawiając, że przyjaciel mógł bez problemu przyciągnąć do siebie chłodne już, bezwładne ciało Miony.

         Malfoy nie mógł w to uwierzyć. Naprawdę był bezmyślnym półgłówkiem. Jak w ogóle mógł dopuścić do tego, co się stało? Jak mógł nie zauważyć w odpowiednim momencie, że dzieje się coś naprawdę złego? Był tak zaaferowanym faktem, że Hermiona może uratować jego matkę od śmierci, że kompletnie stracił zdolność do rozumienia rzeczywistosci i tego, co się dookoła niego dzieje. Przesunął powoli drżącymi palcami po chłodnej jak lód twarzy Gryfonki. Jednak jej powieki nie drgnęły, na skórze nie pojawiła się żadna zmarszczka, a wszystkie mięśnie pozostawały wiotkie. Ona naprawdę odeszła. Myśl ta uderzyła w chłopaka z siłą porównywalną do zderzenia z pociągiem, powodując przy tym paraliż wszystkich ośrodków nerwowych. Nie wiedział, co powinien zrobić. W głowie miał pustkę, która towarzyszyła mu zawsze przed lekcjami transmutacji. Kiedy w końcu odzyskał władzę w dłoniach, zaczął pocierać nimi każdy skrawek rąk dziewczyny, chcąc w ten sposób przywrócić ciepło w jej ciele. W tamtym momencie pomysł temu wydawał się jak najbardziej racjonalny.

- Granger - powiedział cicho, a jego oczy otworzyły się niekontrolowanie szeroko. - Hermiono - poprawił się szybko, zaprzestając daremnych prób rozgrzania ciała nastolatki. Wziął ją na ręce i uniósł powoli, ostrożnie. Obchodził się z nią niemalże z namaszczeniem, kiedy szybkim krokiem wyszedł przed szkołę, ignorując ciekawskie spojrzenia mijanych ludzi. Zignorował nawet nawoływania Złotej Trójcy. Wciąż wierzył, w jego sercu wciąż tliła się nadzieja, że  jaki jakiś chory, popieprzony żart, który dziewczyny postanowiły zrobić mu, wykorzystując przy tym Zabiniego i jego chore pomysły. Przecież nie mogło być inaczej. - Miona błagam cię. Zobacz, wcale w i jesteś tchórzem. Jesteś dzielna, odważna, piękna i mądra. Najmądrzejsza. Zawsze masz genialne pomysły i wiesz się trzeba zrobić. Wiesz jak uratować przyjaciół i rodzinę, nawet mnie. Błagam cię, Hermiona, otwórz oczy! - zawołał nerwowo do ucha dziewczyny, a panika krążąca po  organizmie blondyna spowodowała, że jego głos zaczął mocno się zniekształcać. Kiedy powieki ciemnowłosej nie drgnęły, opadł na kolana i mocno przycisnął jej drobne, lodowate już ciało do swojej piersi. Głośny szloch wydarł się z jego gardła. Już nic nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że stracił Granger, jedyną Gryfonkę, która miała prawo działać mu na nerwach. I to z własnej głupoty. 

          Uniósł głowę, słysząc nad sobą szydercze śmiechy. Był wściekły. Nikt nie miał prawa przerywać mu użalania się nad sobą i panicznego szukania sposobu na to, jak mógłby pomóc  martwej dziewczynie zanim będzie całkowicie za późno. Przycisnął ciało mocniej do siebie, kiedy dotarło do niego że na przeciwko stoją dwaj Śmierciożercy. Miał ochotę ich wszystkich pozabijać, jednak wiedział że musi siedzieć cicho, ponieważ bez różdżki która została w Wielkiej Sali to on mógł stać się martwy. Powoli podniósł się z brudnej ziemi i biorąc dziewczynę na ręce wrócił do matki i przyjaciół. Za niedługo miała rozpocząć się kolejna część bitwy. Poplecznicy Czarnego Pana na pewno zjawili się po Pottera, a całkiem przypadkiem Draco zauważył jak znika on między drzewami Zakazanego Lasu.