niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział Szesnasty: "To na pewno byli Śmierciożercy."

Krótko, bo krótko, ale jest. Średnio mi się podoba, ale już trudno.
Zbliżamy się nieubłaganie do końca. Nie wiem, czy zrobię trzecią część. Szczerze powiedziawszy znudziło mi się już to opowiadanie, wam pewnie też...
Poza tym zaczęłam nowe opowiadanie i to właśnie na nim chciałabym się bardziej skupić, żeby wyszło lepiej niż to.
Możecie mówić, że jest wspaniałe i w ogóle, ale jak ostatnio przeczytałam je od początku do końca to wstyd mi, że zaczęłam coś takiego publikować. Pierwszy rok był całkowitą porażką. Błąd na błędzie i zupełny brak opisów...
Nie ważne.
Nie wiem co jeszcze. Chyba to wszystko.
Link do nowego opowiadania: http://stay-strong-granger.blogspot.com/ - komentarze mile widziane, prolog już jest.
Pozdrawiam, Cave xox
Jak ktoś ma snapa: zelekzmarsa
kik: MarsjankowyZelek
Twitter: @ZelekZMarsa
Ask: JesicaEvans
___________________________________________

         Hermiona szła przed siebie z nisko spuszczoną głową. Przed chwilą Harry, Ron i Sophie weszli do szkoły. Niedługo po tym zawyły chyba wszystkie alarmy, jakie znajdowały się w szkole. Właśnie wtedy zwołano wszystkich uczniów do głównej sali. Miała na sobie szatę Krukonów. Zaraz obok niej kroczył Draco, trzymając ją mocno za dłoń. Gdzieś w tłumie mignęła jej ruda czupryna przyjaciółki, ale później stwierdziła, że to na pewno tylko jej się wydawało. Przecież prawdopodobieństwo, że natknie się na nią tutaj wynosiło jeden do kilku set uczniów.

         Zacisnęła mocniej swoją dłoń na dłoni Dacona, kiedy weszli do Wielkiej Sali. Przed oczami przewijały jej się różne obrazy, związane tylko i wyłącznie z tym miejsce. To, jak weszła do środka pierwszego wieczoru w Hogwarcie, kiedy wróciła zaraz po tym, jak wybudziła się ze śpiączki i każde kolejne rozpoczęcie roku szkolnego. Chociaż jeszcze rok temu to wydarzenie miało miejsce, teraz wydawało jej się odległe jak nigdy dotąd. Westchnęła cicho, od razu karcąc się za to w myślach. Nikt nie powinien zwrócić na nią najmniejszej uwagi.

         Wszyscy w końcu zatrzymali się w miejscu. Dopiero wtedy nieznacznie podniosła wzrok i rozejrzała się po twarzach nauczycieli. Nawet profesor McGonagall była przerażona tym, co miało za chwilę się stać. A ta kobieta nigdy nie okazywała nawet strachu.

- Zebrałem was wszystkich, ponieważ w mieście widziano Harry ‘ego Pottera – po pomieszczeniu rozniósł się głos dyrektora, odbijający się echem od ścian. – Jeżeli ktokolwiek wie coś o nim, jest proszony o udzielenie informacji. W innym wypadku – zatrzymał się na chwilę, aby przejechać wzrokiem po wszystkich zgromadzonych – wyciągane będą konsekwencje – zakończył. Hermiona zabrała swoją dłoń od blondyna, kiedy Harry wyszedł na sam środek sali. Chwyciła różdżkę, zaciskając palce na jej rękojeści. Jeszcze nie moment na to, żeby się pokazać. Starała sobie wbić to do głowy, ale nie było to w cale takie łatwe, kiedy chciała jak najszybciej zakończyć to, co za chwilę miało się zacząć.

- Wydaje mi się, panie profesorze, że ja mógłbym powiedzieć coś ciekawego na temat Pottera – rzucił luźno. Jednak żyłka na jego czole doskonale wskazywała to, jak bardzo wściekły był, widząc przed sobą Snape ‘a.

         Po całej sali rozniosły się uczniowskie szepty. Harry i Severus mierzyli się nienawistnym spojrzeniem. McGonagall już dawno sięgnęła po różdżkę. Inni nauczyciele zrobili dokładnie to samo. Nikt już nie stał w sztywno ustawionych szeregach. Wszyscy chcieli dokładnie zobaczyć to, co zrobi dwójka, stojąca naprzeciwko siebie.

- Macie problem z ochroną wejść do Hogwartu – dodał szatyn. Poczuła uścisk na ramieniu. To Malfoy pociągnął ją na środek zaraz obok Złotego Chłopca. Widziała zdziwienie na twarzach uczniów, którzy im się przyglądali. Właśnie dlatego nabrała jeszcze więcej pewności siebie, niż miała jej dotychczas. W końcu uwielbiała efektowne wejścia.

- Widzę, że musimy przedsięwziąć mocniejsze środki eliminowania naszych wrogów – powiedział czarnowłosy i machnął różdżką, rzucając w Harry ‘ego zaklęciem. Ten w ostatnim momencie je odbił. Profesor McGonagall natychmiast znalazła się przed swoim dawnym uczniem. Hermiona również chciała zrobić duże kuku nauczycielowi, ale Draco w ostatnim momencie ją przed tym powstrzymał.

- My zajmiemy się kimś innym, Granger – powiedział tak, żeby tylko ona to usłyszała i wskazał skinieniem głowy na rodzeństwo Carrow. Kiwnęła w geście zrozumienia i bez ogródek machnęła różdżką, trafiając zaklęciem petryfikującym w kobietę. To samo chłopak zrobił z mężczyzną.

- Tchórz! – krzyk Minervy rozniósł się po sali, kiedy Snape wyleciał przez okno. Hermiona odwróciła się w kierunku drzwi wejściowych, w których stał Zakon Feniksa. Uśmiechnęła się do siebie szeroko. Już tak dawno nie miała okazji ich widzieć, przez co dopiero teraz zorientowała się jak bardzo za nimi tęskniła.

- Hermiono, musimy iść – Draco złapał jej dłoń i pociągnął ją w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Wszyscy biegali po korytarzu w te i z powrotem, nie zwracając uwagi na to, czy przypadkiem kogoś nie potrącili. Pierwszorocznych zaprowadzono do bezpiecznego miejsca. Granger podejrzewała, że po prostu odesłano ich do domów. Najprawdopodobniej kilku dorosłych Czarodziei transportowało się gdzieś z nimi. Jednak to nie czas, żeby się nad tym zastanawiać.

         Cały czas trzymając blondyna za rękę, podążyła za profesor McGonagall i panią Weasley, które wyszły na zewnątrz. Vice dyrektorka rzuciła nieznanym dziewczynie zaklęciem. Zmarszczyła brwi, kiedy na początku nic się nie stało. Jednak gdy tylko pierwszy, kamienny żołnierz zeskoczył ze ściany otworzyła szeroko oczy. Później następny i następny, a zaraz za nimi cała małą armia. Głosy z zewnątrz w ogóle do niej nie dochodziły. Po prostu patrzyła na nich, nie mogąc oderwać od nich spojrzenia.

- Panno Granger, chciałabym aby udała się pani na dziedziniec i właśnie tam broniła szkoły razem z pannami Weasley, Lovegood oraz Parkinson. Panów Malfoy’a, Zabini’ego, Nott’a i Higgs’a zapraszam ze sobą – Draco przyciągnął do siebie Hermionę i mocno pocałował.

- Do zobaczenia za chwilę – rzucił, odwracając się do niej plecami i odchodząc z przyjaciółmi za nauczycielką.

- Nie wiem, czy tak za chwilę – mruknęła do siebie, dotykając delikatnie ust palcami. Słysząc nawoływanie Ginny odwróciła się tyłem do wejścia do szkoły i podbiegła do swoich przyjaciółek.

         Wyciągnęła w górę dłoń z różdżką. Zaczęła rzucać zaklęcia obronne tak, jak kilkoro dorosłych. Uczniowie stanęli dookoła nich i uważnie im się przyglądali. Nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Była zbyt zajęta wykonywaniem swojej części zadania. Patrzyła prosto w czarne niebo, przecinane blaskiem kolorowych smug, powstałych w wyniku wypowiadania uroków. W jej głowie przez cały czas przewijała się tylko jedna myśl – musi uratować swoje ukochane miejsce na ziemi. Nie może od tak po prostu pozwolić mu przestać istnieć. Nie przez jakiegoś szaleńca.

         Opuściła w końcu rękę, podchodząc do Ginny, która przyglądała się uważnie swojej różdżce. Jednak kiedy zauważyła, że ktoś przy niej stoi, podniosła głowę i posłała delikatny uśmiech przyjaciółce. Chciała w ten sposób jakoś podnieść ją na duchu. W najmniejszym stopniu – udało jej się.

- Ginny to za chwilę się zacznie. Ja… ja się boję – brązowowłosa odwróciła głowę w kierunku profesor Babbling, wpatrującą się w niebo. Nie chciała spojrzeć na przyjaciółkę, ponieważ wstydziła się swojej słabości, za którą tak bardzo się nienawidziła.

- Herm, tylko głupiec nie bałby się dzisiejszej nocy. Wszyscy, nawet duchy, są spanikowani. Jeżeli mi nie wierzysz, to popatrz na prawie bezgłowego Nicka. Ten to już w ogóle oszalał. Raz wlatuje do zamku, raz przemieszcza się pomiędzy wszystkimi i cały czas krzyczy coś niezrozumiałego – ruda za wszelką cenę chciała przywrócić Granger pewność siebie, którą w znacznym stopniu utraciła w dworze Malfoy ‘ów. To, co działo się przed bitwą było tylko namiastką tego, co normalnie potrafiła zrobić, zanim trafili do twierdzy Voldemorta.

- Ginny patrz, tam na górze – oczy panny Granger otworzyły się szeroko. Skierowała we wspomnianym przez siebie kierunku. Ludzie. Cała masa ludzi, ubranych na czarno gromadziła się na wzgórzu niedaleko szkoły. To na pewno byli Śmierciożercy.

         Pansy i Luna podeszły do swoich przyjaciółek, kiedy zauważyły, że uważnie czemuś się przyglądają. Bez słowa spojrzały w tamtym kierunku. Po plecach jasnowłosej przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Mocniej zacisnęła dłoń na rękojeści różdżki i spuściła głowę, zaczynając mocno zastanawiać się nad tym, co chodziło jej po głowie już od jakiegoś czasu. Wcześniej uznała to za głupi pomysł, ale teraz jest inaczej.

- Powinnyśmy się rozdzielić – powiedziała nagle, zwracając tym samym uwagę przyjaciółek na siebie. – Po dwie. Jeżeli pójdziemy w inne strony, to istnieje większe prawdopodobieństwo, że uda nam się komuś pomóc.

- Właśnie tak powinnyśmy zrobić – mruknęła Hermiona i złapała dłoń Kurokonki. – Powodzenia dziewczyny – rzuciła za sobą i pociągnęła pannę Lovegood w kierunku wejścia do szkoły. Chciała bronić jej od wewnątrz i przy okazji szukać ostatnich trzech Horkruksów, które pozostały im do zniszczenia.

- Miona zobacz, tam jest Harry! – krzyknęła blondynka, wskazując różdżką na Wybrańca. Gryfonka natychmiast zwróciła w jego kierunku. Może ma jakieś nowe informacje, których ona nie może nie dostać?

- Potter! – krzyknęła, przez co czarnowłosy zatrzymał się w miejscu i popatrzył na dwie nastolatki, podnosząc wysoko jedną brew.

- Słucham cię Hermiono? Jeżeli chodzi o Sophie, to zeszła razem z Ronem do Komnaty tajemnic.

- Doskonale wiesz, że nie chodzi o moją siostrę. Zniszczyliście tego Horkruksa? Macie już jakieś wskazówki, jeżeli chodzi o następnego? Masz mi wszystko powiedzieć – dziewczyna zaczęła wyrzucać z siebie pojedyncze zdania z prędkością karabinu maszynowego. Chciała wyciągnąć z chłopaka możliwie jak najwięcej informacji. Szatyn westchnął ciężko. Mógł od razu się domyśleć, że nie pozbycie się jej tak łatwo.

- Udało nam się zniszczyć Horkruksa. Kolejny jest gdzieś tutaj, w Hogwarcie. Nie wiem co to, ale wiem, że ma jakiś związek z Roweną Ravenclaw. Widziałem herb jej domu, kiedy Voldemort znów wszedł do mojego umysłu – mruknął, rozglądając się dookoła. – Długa historia – dodał, kiedy dziewczyna otworzyła usta, żeby zapytać najprawdopodobniej o ostatnie, co do niej powiedział.

- Może chodzi o diadem Rweny – odezwała się cicho Luna, niepewna tego, czy może im przerwać. Nie chciała zdenerwować Harry ‘ego, a już tym bardziej Hermiony. Przecież miała spędzić z nią, kto wie, może nawet resztę swojego życia.

- Luno, nie wiem czy zabawa w legendy jest teraz na miejscu. Ja naprawdę muszę jak najszybciej znaleźć to cholerstwo i zniszczyć je – syknął Wybraniec, zwężając powieki do nienaturalnych rozmiarów. Chciał jak najszybciej pozbyć się tych dwóch, a one w cale nie chciały zostawić jego.

- Nikt cię nie nauczył, Potter, że jak rozmawiają to nie należy się wtrącać, bo to nie kulturalnie? – mruknęła z przekąsem Gryfonka, po czym zwróciła się do Lundy. – Wiesz może, gdzie znajduje się ten cały diadem?

- Niestety on gdzieś zaginął. Szukali go bardzo długo i pewnie dalej szukają, ale nikt od wielu lat go nie widział – powiedziała smutno, spuszczając głowę. Harry westchnął ciężko, przewracając oczami.

- Czyli znaleźliśmy kolejnego Horkruksa. Teraz trzeba się tylko zastanowić, gdzie on może być – mruknął Złoty Chłopiec, podnosząc głowę, kiedy ktoś zaczął na górze głośno krzyczeć.

- Powinniśmy iść do Szarej Damy. W końcu Helena była córką Roweny i jako ostatnia widziała, co stało się z diademem – oczy panny Lovegood otworzyły się szeroko, a dłonie zaczęły kreślić przypadkowe wzorki w powietrzu.

         Hermiona uśmiechnęła się do siebie blado, ale ten wyraz twarzy prawie natychmiast został zmieniony przez diametralnie inny. Wypuściła z dłoni różdżkę, która upadła jej pod stopy. Sama opadła na kolana, wplatając palce we włosy i zaczynając mocno za nie ciągnąć. Ból, który rozszedł się we wnętrzu jej głowy był nie do wytrzymania. Wszystkie obrazy, które pamiętała jeszcze z Malfoy Manor zaczęły przewijać jej się przed zaciśniętymi oczami. Wszystkie uczucia powróciły. Głośny krzyk wydarł się z gardła dziewczyny. A potem ten głos. Jego głos, który tak bardzo nienawidziła.

„Przyprowadźcie wybrańca, a będziecie bezpieczni. Macie dwie godziny. Przyprowadźcie Wybrańca.”

- Miona! – otworzyła szeroko, biorąc głęboki oddech. Nawet nie zauważyła, kiedy przestała oddychać. Podniosła zdezorientowany wzrok na przyjaciółkę. – Wszystko w porządku? Słyszałaś to? Harry natychmiast poszedł do Heleny.


- Luna, zostajemy tutaj czy idziemy do góry? – zapytała po chwili milczenia, nie odpowiadając na pierwsze pytanie przyjaciółki. Nie było w porządku i na pewno nie będzie, dopóki to wszystko się nie skończy.