sobota, 1 listopada 2014

Rozdział Jedenasty: "Kocham cię, Hermiono"

Nie będę nic mówić na temat czasu, jaki zajęło mi napisanie tego krótkiego i beznadziejnego w swej prostocie rozdziału.
Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że minęło zdecydowanie mniej czasu pomiędzy sierpniem a listopadem, niż między kwietniem a sierpniem!
Miłego czytania oraz dobrej nocy,
Cave.
P.S. Jakby ktoś chciał przeczytać coś napisanego specjalnie na Halloween, to zapraszam na mojego Wattpada:
~*~

         Hermiona, dysząc ciężko, odwróciła głowę w kierunku, z którego dochodził wybuch i beznamiętnym wzrokiem zaczęła obserwować wszystko to, co się dzieje dookoła niej. Po chwili w pomieszczeniu pojawili się Ron i Harry w towarzystwie Zgredka, dzierżąc w dłoniach swoje różdżki. Twarz Pottera wróciła już do swojej poprzedniej postaci i teraz mierzył on z nienawiścią wszystkich Śmierciożerców, znajdujących się w pomieszczeniu, aż w końcu jego wzrok padł na wycieńczoną Mionę. Dziewczyna zamknęła oczy, czując że zaczyna tracić świadomość. Nie chciała tego, ale nie była w stanie nic na to poradzić. Po sekundzie nie miała już zielonego pojęcia o tym, co dzieje się w jej pobliżu.

~*~

         Draco, korzystając z okazji, że w salonie zrobiło się zamieszanie, podbiegł do Hermiony, wziął ją na ręce i nie czekając na nic więcej aportował się z nią tam, gdzie wcześniej umówili się z chłopakami. Oni też byli w to wszystko wmieszani, razem z Sophie. Ślizgon wszedł do niewielkiego domku, znajdującego się niedaleko morza, od razu kładąc szatynkę na jednym z wielu łóżek. Panika zaczynała ogarniać cały jego umysł. Nie miał pojęcia, jakby mógł pomóc bezwładnej dziewczynie, więc po prostu rzucił na nią kilka zaklęć leczniczych, po czym okrył ją kocem. Sam natomiast zdjął z siebie pelerynę oraz maskę i odłożył je na niewielki stolik, znajdujący się w pokoju. Westchnął ciężko, siadając po turecku przy Mionie. Przysunął się bliżej łóżka, żeby móc swobodnie zacząć odgarniać szatynce kosmyki włosów z czoła.

         Była taka podobna do jego matki. Nie chodziło tutaj o wygląd, ponieważ w tej kwestii różniły się pod każdym, możliwym względem. Nastolatek miał na myśli raczej charakter. Obie były takie kruche i delikatne, ale za każdym razem potrafiły wykazać się niesamowitą odwagą, jeśli tylko wymagała tego sytuacja. Nie bały się mówić o tym, co myślą i zawsze broniły swoich idei. Właśnie za to je podziwiał i pokochał.

Nie poruszył się, nawet kiedy z zewnątrz dało się słyszeć trzask, informujący o tym, że ktoś się właśnie aportował. To by było na tyle w kwestii świętego spokoju blondyna. A szkoda…

- Odsuń się od niej Malfoy, dobrze ci radzę – jako pierwszy w pokoju pojawił się Ron i od razu podszedł do Dracona, łapiąc go z całej siły za ramię i próbując odciągnąć od bezwładnego ciała Hermiony. Ślizgon jednak poruszył się nawet o milimetr. Był od niego silniejszy i nie zamierzał tego ukrywać.

- A ja dobrze ci radzę, żebyś zostawił go w świętym spokoju – syknął Bleise, ostrożnie kładąc Ginny na innym łóżku i całując ją delikatnie w czoło. Tak bardzo za tym tęsknił i w końcu mógł przestać się powstrzymywać.

- Odwal się od mojej siostry! – warknął Weasley, od razu zmieniając obiekt swojej nienawiści na czarnoskórego przyjaciela blondyna. Jednak zanim zdążył zrobić cokolwiek więcej został rażony Drętwotą, pochodzącą z różdżki Luny, która ucierpiała najmniej z czwórki przyjaciółek.

- Dobry strzał – zaśmiał się Terrence, siadając na łóżku i ciągnąc za sobą dłoń blondynki, która opadła zaraz obok niego. Lovegood jedynie wzruszyła ramionami i kładąc głowę na nogach chłopaka zamknęła oczy, chcąc zasnąć, aby móc odpocząć po wydarzeniach ostatnich tygodni.

- Co z moją siostrą? – Sophie, kiedy tylko wróciła jej świadomość sytuacji, natychmiast rzuciła się do bezwładnego ciała szatynki, leżącego na białej pościeli.

Rzuciła się na kolana, łapiąc w swoje dłonie lewą rękę Hermiony. Przejechała ostrożnie po napisie na przedramieniu, który zostawił nóż Bellatrix. Z jej oczu zaczęło płynąć coraz więcej gorzkich łez. Nie chciała, żeby Miona cierpiała. Nie miała zielonego pojęcia o planie, stworzonym przez Zakon Feniksa, a kiedy dowiedziała się o nim od Harry ‘ego i Rona była wściekła. Chciała znaleźć się jak najszybciej w siedzibie Voldemort ‘a i zniszczyć wszystko, co stanęłoby jej na drodze. Na szczęście chłopaki w końcu przemówili blondynce do rozsądku i wytłumaczyli zaistniałą sytuację.

         Nagle Hermiona otworzyła szeroko oczy i zaczęła się krztusić. Draco natychmiast pomógł dziewczynie podnieść się do pozycji siedzącej. Po krótkim czasie w końcu udało jej się doprowadzić do porządku. Spojrzała na dłoń, krzywiąc się mocno, kiedy dostrzegła na niej sporą ilość krwi, która najprawdopodobniej pochodziła z płuc nastolatki.

- Jak się czujesz? – starsza panna Granger popatrzyła zatroskana na swoją siostrę.

- Bywało lepiej, ale przeżyję – wycharczała ciemnowłosa. Jednak sińce pod oczami i blada cera zupełnie nie potwierdzały słów Miony. Soph postanowiła tego nie skomentować, tylko po prostu z całej siły przytuliła do siebie Herm.

- Następnym razem zamknę cię w jakiejś klatce i nie pozwolę się nigdzie ruszyć, chociażbym miała od tego zginąć! – krzyknęła, mocniej zaciskając ramiona na ramionach Herm. Dziewczyna jęknęła cicho w ramach niemego protestu. Jej ciało bolało w każdym, najmniejszym calu i nie była w stanie tego nie okazać.

- I tak wiesz, że wydostałabym się stamtąd nawet, jeśli zabrałabyś mi różdżkę – zastrzegła, odsuwając id siebie siostrę. – Gdzie Draco? – zapytała, zanim zdołała się powstrzymać. Przecież on mógł nie chcieć jej widzieć.

- Spokojnie, jestem – jasnowłosy wyłonił się z kąta pomieszczenia, w którym przed chwilą się znajdował i podszedł do szatynki. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie i spuściła wzrok na swoje ręce.

         W oczy od razu rzucił jej się jeszcze krwawiący napis na lewym przedramieniu. Zacisnęła mocno powieki, kiedy ból i wspomnienia zaczęły wracać. Nie chciała płakać, bo w pomieszczeniu znajdowało się zbyt wiele osób. Nagle poczuła, jak silne ramiona podnoszą ją z łóżka i kilka chwil później znalazła się na zewnątrz budynku. Zdziwiona podniosła głowę i dokładnie zlustrowała twarz Malfoy ‘a. Miał zaciętą minę, więc ciemnowłosa nie była w stanie domyśleć się, o czym może myśleć. Wiedziała jedno – nigdy, na niczyich rękach nie czuła się lepiej niż u niego. Mógłby już nigdy więcej jej nie wypuszczać.

         Zatrzymał się dopiero, kiedy znaleźli się niedaleko brzegu. Rozejrzała się dookoła z konsternacją, zauważając że aktualnie przebywają na niewielkiej wyspie. Mocniej wtuliła się w blondyna. Bała się, że za chwilę się obudzi i znów znajdzie w tych cholernych podziemiach Malfoy Manor. Nie zniosłaby tam ani dnia dłużej. Chłopak po woli usiadł na piasku, przyciągając szatynkę jeszcze bliżej siebie i zaczął kołysać się do przodu i do tyłu. Chciał uspokoić Hermionę i sprawić, żeby poczuła się bezpiecznie tylko dzięki niemu.

- Co się tak właściwie stało? – zapytała w końcu przerywając ciszę, jaka pomiędzy nimi zapanowała. – Nie pamiętam nic oprócz Bellatrix, Sophie przywiązanej do krzesła i bólu w lewym przedramieniu. Nie mam pojęcia, skąd to się tam wzięło – kiwnęła niepewnie w stronę krwawego napisu na ręce. Draco westchnął ciężko. Chciał mieć tę rozmowę jak najszybciej za sobą.

- Bella torturowała cię, żeby dowiedzieć się od Sophie, gdzie jest Harry. Wycięła ci to na ręce nożem. Byłaś bardzo dzielna, wiesz? Nie pozwoliłaś siostrze nic powiedzieć. Kazałaś jej siedzieć cicho doskonale wiedząc, że skazujesz się tym samym na pewną śmierć. Podziwiam cię Hermiono – kilka ostatnich słów wyszeptał, składając na czubku głowy dziewczyny delikatny pocałunek. Nie miał zielonego pojęcia, skąd u niego tyle czułości, ale na gacie Merlina, po prostu czuł, że musi to zrobić.

- Nie potrzebnie. Jestem pewna, że na moim miejscu też byś to zrobił – dotknęła dłonią jego policzka, na co on od razu przysunął twarz bliżej jej ręki. Zamknął oczy, a na twarzy pojawił mu się delikatny uśmiech.

- Kocham cię Hermiono.

- Wiem, ja ciebie też Draco.

~*~

         Harry stał przy oknie i uważnie przyglądał się przytulonej do siebie dwójce. W jego oczach widniała jedynie zazdrość o to, że to blondyn dostał przywilej pocieszania szatynki. Wiele oddałby za to, żeby móc siedzieć teraz przy niej, całować ją delikatnie i przyciskać do swojej klatki piersiowej. Tak, żeby słyszała szybsze bicie serca Złotego Chłopca, kiedy znajduje się bliżej niego.

         Myślał, że Hermiona zacznie się domyślać, co tak naprawdę do niej czuje. Właśnie dlatego podczas Turnieju Trójmagicznego nawet przez chwilę nie wahał się, żeby wskazać osobę, która znaczy dla niego najwięcej. Na początku chciał zignorować uczucie, jakie kształtowało się w jego umyśle, ale bardzo szybko zdał sobie sprawę z tego, że jest to zupełnie niemożliwe. Granger była jego ideałem i nie mógł nic z tym zrobić. Jednak ona wolała kogoś zupełnie innego niż on. To była chyba pierwsza rzecz, w której Malfoy z nim wygrał. On jednak nie zamierzał się poddawać. Musi tylko poczekać do końca tego całego gówna, związanego z Voldemort ‘em. Później sprawy powinny potoczyć się po jego myśli – tak, jak to działo się za każdym razem, kiedy dążył do jakiegoś wyznaczonego sobie celu.


- Harry, pomóż mi – odwrócił się w kierunku swojej przyjaciółki i kiwnął głową, po czym zabrał się za opatrywanie zmasakrowanego ciała Ginny.