Ze startu mówię, że rozdział zupełnie mi się nie podoba, uważam, że jest nudny, bez sensu i w ogóle wszystkie uczucia są nieumiejętne opisane z powodu takiego, że mam jakiś zastój emocjonalny, z którym nie potrafię sobie poradzić. Publikuję tę notkę tylko dlatego, że została cudem skończona, a ja nienawidzę jak to co napiszę leży zapomniane. Z góry uprzedzam, że blog cały czas pozostaje w stanie zawieszenia, jestem również pewna, że nie napiszę niczego dosyć długo, więc proszę się nie nastawiać tym "jednorazowym wyskokiem"
Uprzedzam, że zostaliście uprzedzeni o niskiej jakości rozdziału.
Pozdrawiam,
Cave.
___________________________
Szła korytarzem, chociaż ona się włóczyła
za Nott ‘em. Cały czas miażdżyła chłopaka nienawistnym spojrzeniem. Chciała
mieć to już za sobą, a on jak na złość nie idzie szybko, tylko wlecze się,
jakby mu nogi spętali. Ugh! Masakra. Byli już w połowie drogi, kiedy Ślizgon
odwrócił się do niej przodem. Wpatrzona w podłogę nie zauważyła tego i odbiła
się od jego ciała. Gdyby nie to, że złapał ją w odpowiednim momencie, miałaby
bliższe spotkanie z podłogą.
-
Granger, mam pytanie. – zaczął. Popatrzyła na niego z jedną brwią podniesioną
do góry, w geście niezrozumienia. – Jakie kwiaty lubisz? – zapytał, a Hermiona
myślała, że oczy wypadną jej z głowy.
-
Jaki zakład przegrałeś? – zapytała odsuwając się od niego. – Nie, nie,
poczekaj. To jest właśnie zakładem! – palnęła, patrząc na niego wyczekująco.
-
Po prostu powiedz. – westchnął. Wiedział, że nie będzie łatwo od niej to
wyciągnąć, ale obiecał to przyjacielowi. Usłyszał, jak dziewczyna śmieje się
wręcz histerycznie. Popatrzył na nią zdziwiony.
-
Słuchaj, nie obchodzi mnie, komu to obiecałeś, ale możesz mu powiedzieć, żeby
zapomniał. – powiedziała. Niby się uśmiechała, ale jej głos wręcz ociekał
jadem.
-
Nigdy więcej nie czytaj mi w myślach. – wysyczał Teodor. Popatrzyła na niego
kpiąco.
-
Dobra, Nott. Odpuść sobie. Dobrze wiem, gdzie jest gabinet Snape ‘a, byłam tam
nie raz. – mruknęła rozbawiona i nie czekając na reakcję Ślizgona po prostu
poszła przed siebie. Ten tylko zazgrzytał zębami, ale nic nie powiedział.
Zostawił ją samą, udając się w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Kiedy Hermiona dotarła na miejsce miała złe
przeczucia. Stanęła przed wejściem do gabinetu dyrektora i uniosła rękę.
Zawahała się. Wcale nie chciała tutaj przebywać ani minuty dłużej, ale
zdecydowanie nie potrzeba jej jeszcze większych kłopotów. Zapukała niepewnie.
Bardzo długo nie dostawała odpowiedzi, a kiedy usłyszała „proszę”, zupełnie
wyprane z emocji, po jej plecach przeszedł dziwny, nieprzyjemny dreszcz.
Położyła trzęsącą się dłoń na klamce i nacisnęła ją z całej siły. Pchnęła
drzwi.
Od razu uderzyła w nią ciemność, panująca w
środku. Musiała chwilę poczekać, żeby jej oczy przyzwyczaiły się do mroku, jaki
ogarnął ją z każdej strony. Tak, jak już mówiła, nie była tutaj pierwszy raz.
Jednak za każdym razem czuła się tutaj tak samo dziwnie. Pułki, wiszące na
ścianach, na których znajdowały się książki, były w całości pokryte kurzem. Brak
okien spowodował, że świeczka, stojąca na ogromnym biurku, wykonanym z czarnego
drewna, wystarczyła tylko do oświetlania kartek, znajdujących się na blacie
przedmiotu. Marmurowy kominek, znajdujący się po prawej stronie nie był nawet
zapalony. Dookoła panował chłód.
Miona otrząsnęła się ze swoich rozmyślań i
podeszła do dużego, mocno zdobionego krzesła, ale nie usiadła na nim. Nawet,
kiedy nauczyciel nakazał jej to gestem dłoni. Zrezygnowany westchnął i podniósł się. Zaczął chodzić w te i z powrotem, usiłując
zebrać w głowie to, co chce powiedzieć. Na nic jednak mu się to zdało, ponieważ
kiedy tylko popatrzył na jej butną twarz, zupełnie zapomniał swojej przemowy.
-
Posłuchaj mnie uważnie, Granger. – zaczął po woli, żeby na pewno wszystko do
niej dotarło. – Nie możesz się tak zachowywać i pokazywać Śmierciożercom
wszystkich swoich słabych stron. – powiedział. Herm nie wytrzymała i zajęła siedzenie.
-
Jak mam to zrobić? – zapytała niemalże rozpaczliwie.
-
Wiesz, że oczekują ode mnie, żebym ciebie i twoje przyjaciółki jak najszybciej
przetransportował do Voldemort ‘a? – zapytał po chwili milczenia. Popatrzyła na
niego zdziwiona.
-
Nie rozumiem. – odpowiedziała. Mężczyzna westchnął zrezygnowany. Czemu on
zawsze musi wszystko wszystkim tłumaczyć od początku do końca?
- Posłuchaj mnie uważnie. – zaczął. – Chodzi o
to, że za kilka miesięcy będziecie musiały udać się do Malfoy Manor i wyciągnąć
z Voldemort ‘a jak najwięcej informacji. Ma on niechlubny zwyczaj zwierzania
się swoim ofiarom, co do których ma pewność, że umrą. – mruknął pod nosem,
uważnie obserwując reakcję uczennicy. Nie był do końca pewny, czy dobrze zrobił
mówiąc jej o tym teraz.
Hermiona musiała to wszystko teraz
przemyśleć, sama. Przeprosiła nauczyciela i opuściła gabinet. Na zewnątrz stał
Nott, któremu najwyraźniej nakazano na nią czekać. Zupełnie nie zwróciła na
niego uwagi. Po prostu szła przed siebie. Jedynym miejscem, jakie wpadło jej do
głowy był Pokój Życzeń. Zawsze tam myślała i to w tym pomieszczeniu do głowy
przychodziły jej najlepsze pomysły. Nie zamierzała teraz niczego zmieniać.
Pchnęła wielkie drzwi, by po chwili znaleźć
się w swoim pokoju, który spłoną razem z domem. Rzuciła się na łóżko, twarz
wtulając w poduszkę. Znów cała odpowiedzialność spada na nią i dziewczyny.
Przecież mają tylko szesnaście lat, nie mogą całej brudnej roboty brać na
siebie! Takimi rzeczami powinni zajmować się dorośli. Dobra, może i są
„najlepszymi czarownicami w Hogwarcie”, ale ludzie! Też chcą przeżyć tę wojnę.
Obudziła się rano. Godzina była dosyć
późna, więc na lekcje już nie pójdzie. Wyszła z Pokoju Życzeń i udała się do
swojego Dormitorium. Po drodze oczywiście wytężyła wszystkie zmysły, żeby nie
natknąć się na nikogo, kto pilnuje korytarzy w czasie lekcji i przerw.
Niestety, wspaniałe szczęście Hermiony zawiodło ję prosto przed samego Amycus
‘a. Zaklęła cicho pod nosem i odwróciła się, żeby uciec. Na to, jednak już było
za późno, bo poczuła stalowy uścisk na ramieniu, żeby sekundę później znaleźć
się w pustej sali. Pisnęła przerażona, kiedy drzwi zamknęły się z głuchym
trzaskiem. Usłyszała, jak nauczyciel rzuca na pomieszczenie zaklęcia.
-
Teraz pokażę ci, kto rządzi w tej szkole! – warknął nauczyciel i pchnął
Hermioną z całej siły.
Dziewczyna wylądowała na posadzce, tłukąc
sobie przy tym boleśnie kolana. Jęknęła cicho, ale nic nie powiedziała. Nie da
temu bydlakowi żadnej satysfakcji. Poczuła, jak po jej ciele rozchodzi się fala
niesamowitego bólu. Cruciatus. Nie zdążyła nawet obronić się przed nim
szczęśliwym wspomnieniem, bo zaklęcie ustało. Siedziała na podłodze, opierając
się rekami i trzymając spuszczoną głowę.
Jej spokój jednak nie trwał długo, ponieważ znów została zaklęta.
Wiła się z bólu na podłodze, ku uciesze
Carow ‘a. Kiedy tylko miała sobie przypomnieć dotyk Dracona zaklęcie ustawało,
a ból przechodził. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Przecież Syriusz i Remus
powiedzieli, że ten sposób działa. Co prawda tylko u osób z niesamowicie silną
wola, ale przecie już raz jej się udało. Może to przez to, że potrzebuje zbyt
dużo czasu, żeby pozwolić szczęściu wypełnić całą siebie. Dlaczego, to
wszystko, co może jej pomóc musi być takie trudne i przeważnie skomplikowane?!
-
Dobrze, panno Granger. Teraz ja uciekam, ale zaraz po lekcjach wrócę do ciebie
i mam nadzieję, że opowiesz mi o kilku ciekawych rzeczach. – mruknął, nie ukrywając
ogromnej satysfakcji. Hermiona popatrzyła na niego spuchniętymi od płaczu
oczami.
-
Zabij mnie teraz, od razu, bo i tak ci nic nie powiem. – wysyczała w kierunku
Śmierciożercy.
Teraz już nie była tą Mionką, która po
raz pierwszy przekroczyła mury Hogwart ‘u. Przerażoną, zdziwioną i zastraszoną
wielkością szkoły. Po woli stawała się dojrzałą kobietą, która zdawała sobie
sprawę z tego, jaką decyzję podejmuje. Ujrzała w oczach Carrow ‘a wściekłość.
Nie obchodziło jej to jednak zupełnie. Liczyło się to, że pewność siebie do
niej powraca.
-
Severus przygotowuje świetne Veritaserum. – powiedział z wrednym, ohydnym dla szatynki,
uśmiechem. Popatrzyła na niego z jadem, o jakiego sama siebie nie podejrzewała.
Jednak nic już nie powiedziała, tylko
lekko podniosła na ramionach, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, który wyszedł
z pomieszczenie. Usłyszała, jak rzuca zaklęcie na pomieszczenie, a później
drugie. Zamknął ją tutaj i zadbał o to, żeby nikt jej nie usłyszał. Usiadła po
turecku, ledwo powstrzymując jęk bólu, i zakryła twarz w dłoniach. Zdawała
sobie w stu procentach sprawę z tego, że wygląda żałośnie, ale w końcu nikt jej
nie widział. Jeżeli to ją bolało, jak bardzo cierpieć będzie, kiedy Voldemort
postanowi się na niej wyżyć. Przecież ona tego nie przeżyje.
Noc minęła jej dosyć spokojnie. Twarda
podłoga nie była najbardziej wygodna, ale sen przyszedł do niej dość szybko,
więc nie wytrzymała i zamknęła oczy. Ale to dobrze, bo wtedy nic jej nie bolało
i mogła odpłynąć do świata, gdzie była tylko on i … Draco. Tak, właśnie dzięki
temu beznadziejnemu Ślizgonowi wytrzymała najbardziej beznadziejną noc w życiu.
W pewnym momencie usłyszała, jak ktoś mówi coś przez drzwi. Podeszła do nich w
natychmiastowym tempie. Zaczęła nasłuchiwać.
-
To mówicie, że Grenger od wczoraj nigdzie nie ma? – zapytał jeden głos. Zaczęła
się mocno zastanawiać. Malfoy! Tak, to był na pewno on.
-
Tutaj jestem kretynie! Jak raz chce, żebyś tutaj był, to cię nie ma! – wyłkała.
Zaczęła tłuc pięściami w drewno.
-
I to jest bardzo dziwne. – zaczął ktoś inny. Tym razem nie poszło jej już tak
łatwo. – Ginny mówi, że nie pojawiła się od dwóch dni na lekcjach. – skoro ta
osoba mówi o Gin, to to może być tylko Zabini.
-
Wyciągnijcie mnie stąd i przydajcie się wreszcie na coś. – załkała wręcz w
akcie desperacji. Nigdy nie myślała, że może błagać kogoś o pomoc, a już
szczególnie takich typów, jak ta czwórka.
-
Zapraszam do sali. – mruknął jeden z nauczycieli. To jest już koniec.
Hermiona oparła się o drzwi i zsunęła po
woli na podłogę, zakrywając twarz w dłoniach. Czyli, że jednak tak ma się
skończyć jej przygoda. Wstrząsnął nią spazmatyczny szloch. Przecież miała
pokazać, że nie jest gorsza od czysto krwistych czarodziei i pomóc uratować
magiczny świat. Wyszło na to, że jest po prostu beznadziejna. Pozwoliła łzom
popłynąć po jej policzkach. I właśnie wtedy to się stało. Usłyszała, jak ktoś
wymawia zaklęcie. W ostatnim momencie zdążyła odskoczyć od drzwi, które
rozpadły się na drobne kawałki. Podniosła głowę i ujrzała czterech Ślizgonów.
Draco w trzech krokach był przy niej i
przyciskał ją do swojej klatki piersiowej. Działał spontanicznie. Kiedy
przyjaciele powiedzieli mu, że Hermiona zniknęła przeraził się. To nie był
jeszcze ten czas, w którym mieli upozorować jej porwanie. Równie dobrze jakiś
pierwszy lepszy Śmierciożerca mógł wejść na teren Hogwartu i naprawdę zrobić
jej krzywdę. Właśnie tego zupełnie nie był w stanie pojąć. Czego? Otóż od kilku
dni, dokładnie od pamiętnej wizyty Snape ‘a, nie może przestać myśleć o brązowowłosej.
Cały czas zastanawiał się, co dziewczyna może robić i czy jest w miarę
bezpieczna.
-
Wszystko w porządku? – zapytał, kiedy poczuł, jak porusza się niepewnie w jego
ramionach. Nic nie odpowiedziała, tylko przytaknęła niepewnie głowa. Bała się.
Był tego w stu procentach pewny. Westchnął i wziął ją na
ręce, po czym skierował się w stronę Wierzy Gryffonòw. Wiedział, że nie jest
tam mile widziany, ale na jego szczęście wszyscy przebywali aktualnie na
lekcjach.
Kiedy jej ciało dotknęło posłanka jęknęła
cicho z bólu. Każdy mięsień, nawet te, o których istnieniu nie miała białego
pojęcia, niemiłosiernie piekły. Popatrzyła w stalowe tęczówki Dracona swoimi,
przepełnionymi cierpieniem i cichą prośbą o pomoc. Widziała, jak wyraz jego
twarzy łagodnieje, a zaraz potem znika maska chłodnego chama. Byli sami w
pokoju, co zapewniało im więcej prywatności. Ślizgon postanowił z tego
skorzystać i przytulił ją do siebie po raz kolejny tego dnia.
-
Od kiedy przytulasz Szlamy? – zażartowała Hermiona, pociągając nosem. Młody
Śmierciożerca zaśmiał się. Jednak nie tak, jak zawsze. To był zupełnie
naturalny śmiech, aż sam się zdziwił, że potrafi okazywać radość.
-
Oj Granger, Granger. Nie marudź. – powiedział. Jego wyraz twarzy diametralnie
się zmienił znów był chłodny i nieprzystępny. – Muszę ci coś powiedzieć. –
zaczął, biorąc głęboki oddech. – To, co teraz powiem nie będzie przyjemne ani
dla ciebie, ani dla mnie. Jednak musisz mnie wysłuchać i nie przerywać mi. –
zastrzegł, kiedy dziewczyna otwierała usta. – Snape pewnie już ci powiedział,
jakie zamiary względem ciebie i twoich przyjaciółek mają Śmierciożercy. -
przytaknęła. – Ja mam ci tylko przekazać, kto was porwie. Otóż na pewno
przyjdzie Bellatrix, która zostanie „kapitanem” całej akcji. My was mamy zabrać
do siedziby. – zakończył. Hermiona dobrze zrozumiała każde słowo i wiedziała, o
kogo chodzi, kiedy Draco mówił „my”.