wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział Piąty: "Nie jesteś sama!"

Jest długo wyczekiwany (mam nadzieję) rozdział piąty, w którym Draco na złamanie karku leci, żeby uratować swoją Hermionę, Zabini i reszta nie ma ochoty żyć, a jakiś popapraniec będzie bił dzielną Gryffonkę. 
Tak, zdecydowanie nic ciekawego się w nim nie dzieje, ale jakoś tak mi się on podoba. Nie, żeby to było jakieś mistrzostwo świata (!!), ale ujdzie w tłumie. 
Chciałam podziękować za miłe słowa illaycie (wybacz, jeśli zrobiłam błąd w odmianie, ale o 22 w nocy nie jestem najlepsza w te klocki).
Kurcze, nie wiem, dlaczego mój blog nie jest aż tak znany xd
Może dlatego, że nikomu nie podoba się mój styl ... Ale, jakoś to przeboleję xd
Co prawda piszę dla was, ale i przede wszystkim dla siebie, żeby mieć z czegokolwiek przyjemność na tym złym i podłym świecie xd
Pozdrawiam wszystkich, ale ten rozdział dedykuję właśnie Tobie, za ten komentarz, który zmotywował mnie do napisania tego rozdziału ;)
Cave.
P.S. Wytłumaczy mi ktoś, jak działają tagi na bloggerze? 49076121 - jakby znalazł się ochotnik xd
__________________

           Obudziła się w dość niekomfortowej pozycji na podłodze. Zupełnie nic do niej nie docierało. Nie wiedziała, gdzie jest, co tam robi i czy w ogóle jeszcze żyje. Chociaż to ostatnie raczej potwierdza niesamowity ból głowy. Podniosła się do pozycji siedzącej. Jedną ręką podparła swoje ciężkie ciało, a drugą dotknęła rozgrzanego czoła. Zacisnęła powieki, próbując przypomnieć sobie, co zaszło przed tym, jak zemdlała. Wszystko to bardzo szybko do niej wróciło. Śmierciożercy, porwanie, dziewczyny …
          Kiedy tylko pomyślała o swoich przyjaciółkach ból przestał się liczyć. Chciała wstać, ale nie udało jej się to. Jednak Hermiona nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała po raz kolejny, tyle że trochę inaczej. Na czworaka, w bardo szybkim, jak na jej stan, tempie podpełzła do krat celi, w której aktualnie się znajdowała. Złapała dwa metalowe pręty w obie dłonie i zaczęła się rozglądać. Niestety, było tak ciemno, że widziała tylko poświaty pochodni, które miały oświetlać lochy. Usłyszała, jak coś po jej prawej stronie się porusza. Odgarnęła włosy do tyłu i odwróciła głowę w tamtym kierunku. Na krześle siedziała zakapturzona postać, której ewidentnie znudziło się pilnowanie Hermiony i teraz śpi. Gryffonka wystawiła rękę, próbując dosięgnąć kluczy przy pasku strażnika, ale na niewiele się to zdało, ponieważ nie dosięgała. Spróbowała jeszcze raz, ale to i tak nie przyniosło oczekiwanych efektów. Zaklęła szpetnie pod nosem, rozmasowując obolałe miejsce, w które wbiła jej się krata.
           W pewnym momencie usłyszała odgłos ciężkich kroków, który roznosił się echem po pustej przestrzeni. Spanikowana natychmiast wróciła na swoje poprzednie miejsce. Zacisnęła powieki i ułożyła się w pozycji, w jakiej znajdowała się jeszcze kilka minut temu. Doskonale wie, że zachowuje się jak tchórz, ale na razie nie potrafi inaczej. Nie ma w głowie ułożonego żadnego planu; najmniejszy pomysł nie chce wejść do jej umysłu. Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała szczęk otwieranego zamka. Nie podobało jej się to ani trochę. Modliła się do Merlina, żeby Śmierciożerca jak najszybciej zostawił ją w spokoju i dał myśleć nad zadaniem.
- Carlos, zostaw nas na osobności. – kiedy tylko ostatnie słowo dobiegło do jej uszu otworzyła szeroko oczy. Ona nie chce zostawać z nikim stąd w cztery oczy!
           Krata zamknęła się, a panika w ciele Miony coraz bardziej wzrastała. Poczuła, jak ktoś łapie ją za włosy, a później ciągnie z całej siły do tyłu. Zacisnęła powieki, żeby nie płakać z bólu. Niemalże czuła, jak mężczyzna, który sprawia jej ból, obserwuje dokładnie twarz dziewczyny. Jakby chciał znaleźć odpowiedź na jakieś bardzo ważne pytanie. Złapała go za lewe przedramię obiema dłońmi. Naiwnie myślała, że to w jakikolwiek sposób zmniejszy jej cierpienie. Uchyliła powieki, patrząc prosto w przepełnione nienawiścią i obrzydzeniem oczy napastnika. Zacisnęła zęby. Nie może pokazać mu tego cholernego strachu, który przepełnia każdą, nawet najmniejszą komórkę jej ciała.
- Widzisz Granger. Skończyłaś, jak wszyscy ci niesamowici bohaterowie. – zakpił gruby, niski głos. Szatynka z całej siły usiłowała sobie przypomnieć, czy już wcześniej go gdzieś nie słyszała, ale starania zeszły na marne. – Warto było? – zakpił po raz kolejny. Zacisnęła mocniej paznokcie na jego skórze.
- Lepiej gnić w lochu, porwanym przez Śmierciożerców, niż zeszmacić się u boku Czarnego Pana. – starała się, żeby głos jej nie drżał, a każde słowo ociekała jadem. Udało się, ale za chwilę pożałowała aż tak mocnych słów obrzydzenia, względem ich wszystkich.
       Śmierciożerca z całej siły uderzył jej głową o kamienną podłogę. Jęknęła cicho, żeby nie usłyszała, jak duży ból jej sprawił i podciągnęła się na wyprostowanych rękach. Otarła wierzchem dłoni nos, z którego zaczęła lecieć krew. Na nic się to jednak zdało, bo jeszcze bardziej rozmazała szkarłatną krew. Spokój dziewczyny, o ile tak można nazwać kilka poprzednich sekund, skończył się w momencie, w którym poczuła, jak pięść uderza prosto w jej twarz. Odrzuciło ją do tyłu, a w ustach poczuła charakterystyczny, metaliczny posmak. Nie chciała wiedzieć, jak teraz wygląda, bo zadawała sobie sprawę, że nie za ciekawie. W ostatnim momencie uciekła w lewo, unikając tym samym spotkania jej klatki piersiowej z ciężką podeszwą buta Śmierciożercy. Podniosła się do pozycji siedzącej, obserwując jak w oddali pokazują się inne postaci, ubrane w szeleszczące, czarne płaszcze. Zerknęła w kierunku jej oprawcy, który już celował w nią różdżką. Zacisnęła powieki, usiłując w tempie natychmiastowym przypomnieć sobie jakieś szczęśliwe wspomnienie. Nie było to w cale takie łatwe, zważając na otoczenie, w jakim się znajduje.
- Crucio! – lochy wypełnił krzyk Śmierciożercy, pomieszany z piskiem Hermiony.
        Dziewczyna zacisnęła pięści, starając się nie poruszyć nawet o milimetr. Zacisnęła zęby, tym samym zaprzestając wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki. Desperacko poszukiwała szczęścia w swoich wspomnieniach, ale to nic nie dawało. W końcu zrezygnowana przypomniała sobie pocałunek z Draco. Tylko na to mogła zawsze liczyć. Nawet wiadomość o dostaniu się do Hogwartu nie dawała jej tyle radości, jak fakt, że mogła skosztować miękkich warg tego obślizgłego Ślizgona.
- Zostaw ją, McCool. – dobrze wiedziała, czyj to głos. Draco przyszedł jej pomóc. Uśmiechnęła się delikatnie, ale grymas zaraz został zastąpiony innym. Wcześniej wspomniany przez blondyna mężczyzna tylko się zaśmiał i wzmocnił natężenie zaklęcia. Czarne plamki pojawiły się w polu widzenia Hermiony. Ciało całkiem odmówiło posłuszeństwa. Po chwili osunęła się w ciemną przestrzeń; zemdlała.
         Draco siedział wraz ze swoimi przyjaciółmi w pokoju Teo. Żaden nie odezwał się od dłuższego czasu słowem. Wszyscy uważnie obserwowali sufit, z którego chyba usiłowali odczytać jakiekolwiek wskazówki. Jak to trafnie ujął wczoraj Zabini – „jesteśmy, kurwa, w czarnej dupie”. Żaden nie wiedział, co ma zrobić, a wszystkie wyjścia z zaistniałej sytuacji okazywały się zamknięte. Atmosfera, jaka zapanowała dookoła nich wcale w niczym nie pomagała. Była tak gęsta, że ma pewno można by było kroić ją nożem.
- Co robimy? – zapytał w końcu Terrence, przerywając ciszę. Pozostała trójka dziękowała mu w duchu za to, że odezwał się, jako pierwszy.
- Nie mam bladego pojęcia. – jęknął zrezygnowany Draco. Jego wzrok powędrował na zegarek, który zdobił ścianę nad wejściem. Poderwał się, kiedy zobaczył, która godzina.
- A tobie co? – zapytał rozbawiony Bleise, uważnie obserwując, jak jego przyjaciel w pośpiechu ubiera na siebie czarną pelerynę i maskę Śmierciożerców.
- Miałem zejść do Granger, żeby zadać jej kilka pytań, w razie jakby się już obudziła. – wyjaśnił i szybkim krokiem udał się w kierunku lochów.
       Wszyscy, których po drodze mijał, obrzucali go niechętnym, morderczym spojrzeniem. Dobrze wiedział, co wpływa na taki stosunek do niego. Był Malfoy ‘em, a jego ojciec zyskał miano ulubieńca Voldemort ‘a. Nie ważne, jak Draco różnił się od Lucjusza – wszyscy i tak na każdym kroku porównywali ich do siebie. Blondyn nienawidził każdego, kto tylko to zrobił. On nie był taki, jak ten tyran i właśnie dlatego wstąpił do Zakonu Feniksa, jako ich tajny szpieg. Chciał udowodnić wszystkim, że ojcu nie udało się go do końca zniszczyć.
        Nie zrozumiał nic, kiedy zobaczył strażnika Granger, jak wychodzi zadowolony z lochów. Momentalnie znalazł się przy nim i złapał go z całej siły za ramię. Ten obrzucił go badawczym spojrzeniem, a zaraz potem kiwnął głową, że słucha tego, co ma do powiedzenia.
- Dlaczego nie siedzisz przy Szlamie? – warknął, ściskając mocniej blade palce na ubraniu Śmierciożercy. Ostatnie słowo, ostatnimi czasy, coraz trudniej przechodziło mu przez gardło.
- Malfoy! To nie ty chciałeś zostać sam na sam z tą wywłoką? – zdziwił się mężczyzna. Draco zacisnął oczy. Musiał się bardzo powstrzymywać, żeby nie przywalić mu z całej siły w tą parszywą gębę za to, jak nazwał Hermionę.
         Puścił się biegiem w kierunku celi Gryffonki. Jeżeli to jeden z tych, którzy chcą się zemścić na szatynce za to, że jest lepsza, to musi się pośpieszyć. W razie, jakby nie zdążył, to może nie być czego po niej zbierać. Przyspieszył, słysząc pisk Miony. Adrenalina zaczęła buzować w jego żyłach coraz bardziej. Zacisnął dłoń na różdżce i wycelował ją prosto w tył głowy Śmierciożercy.
- Zostaw ją, McCool. – mruknął pod nosem, ale na tyle głośno, żeby go usłyszał.
       Uważnie obserwował twarz Czarownicy. Była cała blada i zakrwawiona. Musiała mocno oberwać, ale kiedy usłyszała jego głos uśmiechnęła się delikatnie na moment. Nie wiedział dlaczego, ale poczuł dziwne ciepło gdzieś w środku, które już dawno zapomniał. Widział, jak jej tęczówki patrzą na niego pustym wzrokiem, a zaraz potem zemdlała.
- Malfoy, nie rozumiem czemu mi przerywasz. Przecież ty też chcesz się na niej zemścić. – powiedziała, szczerząc swoje krzywe, pożółkłe zęby w szerokim uśmiechu. Draco powstrzymał się od komentarza na temat, jak to Śmierciojad się bardzo myli. Nie chciał mieć kłopotów z tego powodu, przecież musiał najpierw pomóc w doprowadzeniu ich misji do końca.
- Czarny Pan powiedział, że ma żyć, a ja mam tego dopilnować, więc spierdalaj. – powiedział to taki tonem, że nie jeden bałby się go jeszcze bardziej niż na początku. Mężczyzna mruknął coś niewyraźnego pod nosem i udał w kierunku wyjścia.
      Dopiero, kiedy zniknął za zakrętem, na schodach, Draco uklęknął przy zmaltretowanej Hermionie. Dotknął delikatnie czubkiem różdżki jej rozciętego łuku brwiowego i wypowiedział lecznicze zaklęcie. Krew przestała płynąć i mógł teraz zabrać się za oczyszczanie twarzy. Wyczarował miskę, którą napełnił wodą i mały ręcznik. Po około dziesięciu minutach twarz panny Granger wyglądała w miarę normalnie. Westchnął ciężko i ocucił ją za pomącą zaklęcia. Natychmiast uciekła w najbardziej oddalony od niego kąt celi. Obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem, chociaż tak naprawdę w cale nie było mu do śmiechu – musiał przecież zachować jakieś pozory.
- Oj Granger, Granger. Czasami po prostu wystarczy się zamknąć. – zakpił, kręcąc głową z dezaprobatą.
       Kiedy tylko Hermiona usłyszała, kto do niej przyszedł, kamień od razu spadł z jej serca. Bez zastanowienia rzuciła się w ramiona Ślizgona i przycisnęła twarz do jego klatki piersiowej. Jej drobnym ciałem, które zdziwiony Draco niepewnie obejmował, zadrżało pod wpływem niekontrolowanego przez Hermionę szlochu. Nie była w stanie już powstrzymywać łez przerażenia. Poczuła, jak chłopak odsuwa ją od siebie na odległość ramion, przygląda jej zapłakanej twarzy, a zaraz potem z powrotem do siebie przyciąga. Nie mogła już dłuż powstrzymywać płaczu.
- Jestem żałosna. – wyłkała prosto w ramię Dracona. Poczuła, jak uścisk zacieśnia się. Nie protestowała, bo właśnie tego w tamtym momencie najbardziej potrzebowała – wsparcia drugiej osoby.
- Nie jesteś żałosna, po prostu trwa wojna. Każdy się w którymś momencie załamuje. – zapewnił, zaczynając gładzić jej plecy. Zawsze, kiedy jego matka płakała, to on ją pocieszał i teraz miał zamiar zrobić to samo z Granger.
- Draco, ja sobie tym razem nie poradzę. – Hermiona nie wiedziała, dlaczego mówi mu to wszystko. Przecież w Hogwarcie byli wrogami, a teraz otwiera się przed nim.
- Posłuchaj mnie uważnie. – zaczął, odsuwając ją od siebie po raz kolejny i patrząc prosto w załzawione oczy. – Nie znam osoby, która lepiej poradziłaby sobie z tym zadaniem, niż ty. Co się stało z tą denerwującą wszystkich Ślizgonów na każdym kroku Granger? Nie poznaję cię dziewczyno! – kontynuował, czując niemałą satysfakcję, kiedy na twarzy szatynki zaczęła pojawiać się pewność siebie. – Teraz muszę iść, ale pamiętaj, że ja i moi przyjaciele, mamy pomóc tobie i twoim przyjaciółkom. Nie jesteś sama! – zapewnił, przytulając ją do siebie po raz ostatni, po czym wyszedł, uprzednio zamykając za sobą wejście do celi.
       Miona bardzo długo myślała nad tym, co powiedział jej Draco. On miał rację. Nikt inny nie nadaje się na tę misję tak, jak ona. Jest odważną, pewną siebie, pyskatą Gryffonką, której Śmierciożercy nie zdołają załamać. Musi wziąć się w końcu w garść i przestać nad sobą użalać. Tak, jak powiedział Ślizgon – nie siedzi w tym bagnie sama. Ma przyjaciółki, jego i resztę jego bandy. Zastanawiała się tylko, dlaczego najbardziej pokrzepiająca jest myśl, że współpracuje z Malfoy ‘em. Dziękuje mu w duchu za to, że przemówił jej do rozsądku, a świadomość, że od teraz współpracują, tworząc jeden zespół jest bardzo pokrzepiająca. Zakon Feniksa ma szpiegów wśród popleczników Czarnego Pana i właśnie dlatego będą zawsze o krok przed Voldemort ‘em i, kiedy on będzie szykował swoje oddziały, żeby napaść na Hogwart, to oni już będą o tym wiedzieć i czekać na niego – przygotowani do zaciętej walki.
        Całą noc spędziła na rozmyślaniu o tym, jak to wszystko teraz będzie wyglądać. Czy bardzo będą ją torturować, żeby dowiedzieć się czegoś ważnego na temat Zakonu Feniksa? Zdecydowanie tak. Jakie pytanie będą zadawać? Na pewno odnośnie Harry ‘ego, Rona i Sophie. Czy będzie ich dużo? Oczywiście. Jednak najbardziej męczyła ją myśl, o tym co dzieje się z dziewczynami. Przecież też gdzieś tutaj są. Może Voldemort je już przesłuchuje. Chociaż pamięta, że Ginny i Pansy zemdlały razem z nią. No, ale jeszcze zostaje Luna, z którą nie wie, co się stało. I w tym momencie do głowy wpadł jej pewien pomysł. Mogłaby przecież …, ale w tedy na pewno znów dostanie w twarz. Olać to! Przecież musi wiedzieć, co u dziewczyn. Poderwała się z miejsca i podbiegła do krat. Nabrała pełno powietrza w płuca.
- Ginny! Pansy! Luna! – wydarła się na całe gardło. Jej strażnik podskoczył przestraszony na krześle, ale nie liczyło się to, że mierzy ją właśnie nienawistnym spojrzeniem.
- Hermiona! – odpowiedziały jej równocześnie trzy głosy, należące do dziewczyn. Uśmiechnęła się szeroko. Teraz przynajmniej miała pewność, że są tutaj z nią.
       Jej radość nie trwała jednak długo, ponieważ zauważyła, jak jeden ze Śmierciożerców idzie w jej kierunku. Podeszła do ściany i stanęła na równych nogach. Musi im pokazać, że nie przestała jeszcze walczyć; nigdy nie przestanie. Obrzuciła niechętnym spojrzeniem mężczyznę, który wszedł do jej celi.
- Idziesz po dobroci? – zapytał. Dziewczyna pokiwała przecząco głową tak gorliwie, że aż włosy zaczęły jej podskakiwać na wszystkie strony.
- Nigdy. – warknęła, bardziej przyciskając się całym ciałem do kamiennej ściany. Nie była jednak w stanie nic zrobić, kiedy Śmierciożerca podszedł do niej i pociągnął ją w dół za włosy.
     Odruchowo złapała go za nadgarstek i zaczęła szarpać się na wszystkie strony, piszcząc oraz co chwili wymyślając coraz to nowe wyzwiska pod adresem swojego oprawcy. Pod palcami poczuła już nawet ciepłą maź, którą najprawdopodobniej była krew mężczyzny. Oznacza to tylko tyle, że właśnie przebiła mu skórę swoimi paznokciami. Niewiele myśląc pociągnęła palcami w dół, otrzymując w zamian ryk swojego oprawcy i wolność dla poplątanych włosów. Od razu doskoczyła do celi po prawej ręce, w której zauważyła Lunę. Jej przyjaciółka również znalazła się przy niej.
- Luna, nic ci nie jest? – zapytała szybko. Blondynka pokiwała przecząco głową i już chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej mężczyzna, który uderzył Hermionę prosto w tył głowy.

     Dziewczyna niefortunnie uderzyła nią w kraty. Zabolało, a rana, którą wczoraj usunął Draco znów zaczęła krwawić. Upadła na podłogę, opierając się na łokciach. Zacisnęła mocno powieki, bo świat zaczął jej wirować. Nie dane jej jednak było zbyt długo pozostawać w spokoju, ponieważ poczuła, jak Śmierciożerca po raz kolejny ciągnie ją z całej siły za włosy. Tym razem z tą różnicą, że niemalże ciągnął ją za sobą po ziemi. Ona się nie poddawała, wyrywając na wszystkie strony. Najgorzej było na schodach, na których całkowicie przetarła spodnie i zdarła kolana. Nie wiedziała, gdzie chcą ją zaciągnąć, ale kiedy usłyszała jego głos wiedziała, że to nie będzie nic przyjemnego.