Kabum! Miało być wieczorem jest teraz.
Dwa miesiące, to zdecydowanie coraz mniej czasu, jaki potrzebuję, żeby napisać jeden, krótki, denny rozdział. Ale jest coraz lepiej.
Oprócz tego, że mi się komputer zjebał i dostałam okresu, to jest po prostu zajebiście. No i właśnie psuję komputer brata, ale może coś z tego wyjdzie.
Uwaga! Zachęćcie mnie, żeby dodać rozdział jutro. Mam pół, więc proszę bardzo. Wszystko zależy od was ;3
Pozdrawiam i życzę miłego dnia,
Cave. xx
_______________________________________
Hermiona siedziała na piasku i
wrzucając do wody kamienie, które wcześniej przyniosła tutaj z sobą,
zastanawiała się nad dalszym działaniem ze swojej strony. Już za niedługo miała
odbyć się Bitwa o Hogwart, a ona nie była w stanie nawet popatrzeć na swoją
różdżkę. Chciałaby znów móc chwycić ją i rzucać zaklęciami na prawo i lewo,
skutecznie atakując wroga. Cholernie brakowało jej tej magii, przepływającej
przez całe ciało i powodującej przyjemne mrowienie w dłoni. Krzyknęła głośno,
ciskając kolejnym kamieniem w wodę. Nigdy nie potrafiła puszczać kaczek, więc z
głośnym pluskiem wpadł od razu na dno.
-
Trochę spokojniej Herm, bo za chwilę pozabijasz nas wszystkich – usłyszała za
sobą rozbawiony głos jednej ze swoich przyjaciółek. Odwróciła się na chwilę i
zmierzyła Pansy nienawistnym spojrzeniem. Czarnej jednak w najmniejszym stopniu
to nie zraziło i już po chwili siedziała obok kasztanowłosej.
Parkinson ucierpiała najbardziej z
całej czwórki. Miała szramę, ciągnącą się przez cały policzek, mocno połamaną
rękę, którą musieli unieruchomić gipsem i podrapane całe ciało. To właśnie na
niej Voldemort wyżywał się najbardziej, ponieważ zdradziła go, przechodząc na
stronę Zakonu Feniksa, którego przecież sama stała się członkiem. Miona
podziwiała ją za odwagę, którą musiała w to włożyć. Była pewna, że sama nie
dałaby rady aż tak bardzo się poświęcić – pomimo tego, co wszyscy o dniej
mówią.
Brązowowłosa podniosła się gwałtownie z
ziemi, z zaciśniętymi pięściami podążając w kierunku chłopaków, którzy ćwiczyli
przed tym, co nieuchronne. Jednak natychmiast przestali, kiedy zauważyli, kto
zmierza w ich kierunku. Byli zdziwieni tym, że Hermiona jest wściekła. Ona sama
nie zdawała sobie tak naprawdę do końca sprawy z tego, co robi. Była zaślepiona
tym, że jej przyjaciółka potrafiła się postawić, a ona siedzi w miejscu od
kilku dni i użala się sama nad sobą.
- Gdzie
jest moja różdżka? – warknęła, mierząc ich wszystkich spojrzeniem. Widziała, że
są zdziwieni jej nagłym wybuchem, ale na razie nie miała zamiaru im się z tego
tłumaczyć. Postanowiła, że zrobi to później, kiedy będzie już w stanie nad sobą
panować i będzie miała stu procentową pewność, że nie zrobi nikomu krzywdy.
-
Leży na szafce w salonie – rzucił zdezorientowany Draco. Zupełnie nie miał
pojęcia, o co chodzi, ale w cale mu się to nie podobało.
Brązowowłosa udała się szybko we
wskazanym miejscu i odnalazła wzrokiem swój magiczny atrybut. Podeszła do
niego, znacznie zwalniając tempa i przyjrzała mu się uważnie, zanim wykonała
jakikolwiek krok, aby wziąć ją w dłoń. Nawet w ostatnim momencie, kiedy już
sięgała po różdżkę, zawahała się przez sekundę. W jej umyśle pojawiło się
pytanie „czy aby na pewno chcę znów ją
trzymać?”, ale bardzo szybko się go pozbyła. Nie może się teraz wycofać.
Nie, kiedy jest już tak blisko przełamania własnej słabości.
Powoli zacisnęła palce na drewnie.
Poczuła iskry pod ich opuszkami. Instynktownie chciała cofnąć dłoń, ale w
ostatnim momencie powstrzymała się od tego, powtarzając sobie, że przecież nic
jej się na razie nie może stać. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy mrowienie
stawało się coraz bardziej przyjemne. W niedługim czasie przeszło również na
przedramię i dotarło do serca, powodując po drodze przyjemne motyle w
podbrzuszu.
Wyszła z powrotem na zewnątrz, zupełnie
niezauważona przez chłopaków, którzy dalej rzucali zaklęciami w kamienie. Herm
również podniosła rękę, celując w jeden i zmrużyła jedno oko. Wypowiedziała w
myślach zaklęcie. Z końcówki różdżki natychmiast wystrzeliła ciemno czerwona
smuga światła, która przeleciała pomiędzy głowami Blaise ‘a oraz Teodora. Oboje
natychmiast odwrócili się do Hermiony przodem, kiedy tylko głaz rozleciał się
na kilka mniejszych części.
-
Nie jest tak źle, jak mi się wydawało – mruknęła do siebie dziewczyna,
przyglądając się kawałkowi lakierowanego drewna, który obracała w palcach obu
dłoni. Usłyszała głośny śmiech Dracona, przez co natychmiast na niego
spojrzała, również uśmiechając się jednym kącikiem ust.
-
Oj Granger, Granger. Zdecydowanie za tobą tęskniłem.
~*~
Hermiona założyła na siebie za dużą
bluzę Harry ‘ego, którą dostała od niego dosłownie kilka sekund temu i wolnym
krokiem udała się do największego pomieszczenia w budynku, gdzie za chwilę
miała odbyć się narada całej ich jedenastki na temat tego, co będą robić dalej.
Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie mogą dłużej zostać w tym miejscu, bo
Śmierciożercy w końcu dowiedzą się o ich miejscu pobytu, a to była ostatnia
rzecz, jakiej w tym momencie chcieli. Szczególnie zważając na fakt, że mają ze
sobą pięciu zdrajców, Wybrańca, dwójkę członków rodziny Zdrajców Krwi i
Hermionę, która jest druga na liście ‘do zabicia’. Statystyki zdecydowanie nie
działają na ich korzyść.
Stanęła w wejściu do salonu i
przyjrzała się wszystkim zgromadzonym. Nie zamierzała wchodzić ani kroku dalej.
Z tej odległości idealnie słyszała wszystko, co mówili. Skrzyżowała ręce na
wysokości klatki piersiowej i oparła się jednym barkiem o framugę. Stara
Hermiona Granger powoli zaczynała wracać na swoje miejsce. Na reszcie.
Zaczynała powoli tęsknić za samą sobą.
-
Dobry wieczór, Granger – odwróciła głowę w lewo i uśmiechnęła się, kręcąc
głową. Jak widać Malfoy również wolał trzymać się na uboczu. – Jeżeli chciałaś bluzę,
to mogłaś przyjść do mnie, a nie do Potter ‘a – powiedział z wyrzutem, co nie
uszło uwadze dziewczyny.
-
A co, zazdrosny jesteś? – zakpiła, nie spuszczając z niego wzroku. Powstrzymała
się od wybuchnięcia śmiechem, nie chcąc zwracać na siebie uwagi pozostałych,
zgromadzonych w pokoju. Brakowało jej tego przekomarzania się z blondynem i
szczerze powiedziawszy bardzo go potrzebowała, żeby chociaż na chwilę oderwać
się od szarej rzeczywistości, która jeszcze przez długi czas będzie ich
otaczać.
-
Żebym jeszcze miał jakąkolwiek konkurencję – prychnął pod nosem, przewracając
oczami i głębiej wsadzając dłonie w kieszenie swoich dresowych spodni. Miona
dopiero teraz zauważyła, że chłopak opiera się o ścianę całymi plecami, a jedną
nogę ma zgiętą w kolanie, stopą również dotykając twardej powierzchni za nim.
-
Sam do mnie przyszedł, a że to bliski przyjaciel mojej siostry, to postanowiłam
nie robić mu przykrości. Jeżeli to cię pocieszy, to używasz zdecydowanie
lepszych perfum – rzuciła, z powrotem wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu.
Zauważyła, że cała reszta powoli zaczyna zbierać się już bliżej okrągłego
stołu, ale ona i Draco nie zamierali się poruszać.
-
Może dlatego, że są zdecydowanie droższe od perfum Wybrańca – zakpił, odchylając
głowę do tyłu i przymykając nieznacznie powieki. Chciało mu się cholernie spać
po wczorajszej, zarwanej nocy, którą w całości spędził przy Hermionie na
wypadek, gdyby obudziła się z jakimś koszmarem.
-
Zdecydowanie nie potrafisz przyjmować komplementów od innych, Malfoy.
-
Zdecydowanie ich nie potrzebuję, Granger. Zdaję sobie sprawę z prawdziwości
każdego z nich i wiem, że są prawdą, więc po co mi one?
-
Zdecydowanie jesteś zarozumiałym dupkiem, Malfoy.
-
Zdecydowanie jesteś najbardziej upartą Gryffonką, jaką kiedykolwiek spotkałem w
życiu, Granger.
-
Zdecydowanie powinniście się w końcu zamknąć – oboje, jak na zawołanie
popatrzyli na Sophie, która trzymała w swoich drobnych dłoniach kawałek, równo
poskładanego pergaminu. Hermiona natychmiast rozpoznała w nim Mapę. Myślała, że
już dawno została zniszczona, ale jak widać na szczęście się to nie stało.
-
Zacznijmy już teraz, żeby wcześniej skończyć i móc w końcu położyć się do
łóżek. Jestem pewny, że jutro z samego rana opuścimy to miejsce. Powinniśmy być
wypoczęci w razie każdej przeciwności – powiedział poważnie Terence, wpatrując
się pustym wzrokiem w przestrzeń za oknem.
-
Skoro i tak wiemy, że musimy udać się do Hogwartu, to może powinniśmy od razu
tam iść. Na początek możemy zatrzymać się pod Bijącą Wierzbą. Na pewno nie będą
szukać nas tak blisko siebie – mruknął Bleise. Chłopak przez cały czas trzymał
rękę, przerzuconą przez ramiona Ginny, której w żadnym przypadku to nie
przeszkadzało.
-
Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Możemy przecież trafić na kogoś, kto już
zajmuje to miejsce. Musimy mieć stu procentową pewność, że nasza kryjówka
będzie tylko nasza i nikogo innego – do rozmowy postanowiła włączyć się również
Pansy.
-
Hermiono, jak bardzo dobra jesteś w przygotowywaniu Eliksiru Wielosokowego? –
zapytał nagle Teodor. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie jednym kącikiem ust.
Domyśliła się, co chce zrobić chłopak.
-
Bardzo dobra – rzuciła krótko, nawet na sekundę nie zmieniając pozycji pomimo
tego, że wszyscy właśnie na niej skupili swój wzrok.
-
W takim razie przetransmutuję ci kilka przedmiotów w potrzebne składniki.
Później wyjaśnię ci, o co dokładnie chodzi - powiedział, definitywnie ucinając
temat.
-
Ale i tak nie wiemy, gdzie mamy się na początku ukryć.
-
A po co mamy się ukrywać? – wypaliła nagle Sophie. – Przecież równie dobrze
możemy wyeliminować wszystkich Śmierciożerców, pilnujących bram Hogwartu i
wejść do środka. Jestem pewna, że profesor McGonagall nie będzie miała nic
przeciwko w przyjęciu swoich starych uczniów. Szczególnie prymusów –
wytłumaczyła od razu, doskonale wiedząc, że wszyscy poza Hermioną wzięli jej
pomysł za największe głupstwo, jakie mogła wymyśleć.
-
To nie musi być w cale porażka – mruknął Harry, pocierając podbródek palcami. –
Można ich spetryfikować, a potem zamknąć w jakiejś Sali. Jest tylko jeden
problem. Ze Snapem na pewno nam się nie uda. W końcu to on jest teraz
dyrektorem, przez co jest najbardziej chronioną osobą ze wszystkich.
-
Zapewniam cię, bliznowaty, że profesor Snape nie będzie sprawiał nam
najmniejszych kłopotów. Może ty o tym nie wiesz, ale on naprawdę stoi po
stronie Zakonu Feniksa – warknął Bleise, chcąc bronić jedynego nauczyciela
oprócz McGonagall, któremu w pełni ufał. I to nie tylko dlatego, że był
opiekunem domu Salazara Slytherina.
-
Skoro tam mówisz – rzucił ironicznie chłopak, przewracając oczami. Ginny w
ostatnim momencie złapała dłoń czarnoskórego, mówiąc mu po cichu ‘nie warto’.
-
Tylko Złota Trójka naprawdę musi się najpierw gdzieś schować. Nie możemy
zaryzykować, żeby ktokolwiek was rozpoznał. W Hogwarcie jest wiele tajemnych
przejść, więc skorzystacie z nich, żeby przedostać się do wnętrza zamku, a
później damy wam znak, że możecie już do nas wyjść – zdecydował Teo. Nikt nie
chciał mu się sprzeciwiać, ponieważ każdy wiedział, że ciemnowłosy ma rację.
-
Czy teraz mamy już wszystko ustalone? – zapytał Ron, poprawiając na sobie
dziergany na drutach sweter, który jeszcze nie tak dawno temu dostał od swojej
mamy na święta Bożego Narodzenia. Zrobiło mu się nagle dziwnie smutno pod
wpływem tych wspomnień, ale nie dał tego po sobie poznać. A przynajmniej tak mu
się wydawało.
-
Dokładnie. Pobudka o szóstej, kiedy tylko wzejdzie słońce. Właśnie dlatego
wszyscy idziemy spać, żeby jutro być jak najbardziej wyspanymi. – A ty,
Granger, idziesz ze mną. Nie mam zamiaru spać w zimnie.