To teraz sobie ponarzekam, oj tak.
Rozdział krótki, mało zwięzły, bez sensu, przejściowy, występuje jedno przekleństwo, trochę bijatyki, szalona Bella, niebezpieczni Teo i Terry, załamany Bleise, zakochany Draco, odważna Hermiona, przerażona Ginny, nieprzytomna Pansy oraz waleczna Luna. W sumie nic nowego, same nudy.
Dlaczego tak szybko udało mi się skończyć?
Nie ma zielonego pojęcia. Rozdział pisałam w sumie pięć godzin, nie wliczając małych przerw na to, co oczywiste. Może to dlatego, że ostatnio obejrzałam sobie horror i tak mnie jakoś moja wena postanowiła wrócić na chwilę. Nie wiem, na prawdę.
Kiedy następny rozdział? Szlag wie, tak gładko mówiąc.
Pozdrawiam serdecznie
Cave.
______________________________
Stał w swoim prywatnym Dormitorium i
przeglądał w ogromnym lustrze. Czarna peleryna idealnie leżała na jego męskim
ciele. Spod niej wystawała czarna, skórzana kurtka, pod którą miał założony
biały, czysty T –shirt. Ciemne, dżinsowe spodnie opinały mu umięśnione uda.
Włosy ułożył na żel i przykrył kapturem. Przejrzał się ostatni raz w lustrze. Wiedział,
że nie jedna dziewczyna chce, żeby spędził z nią chociaż noc. Uśmiechnął się do
siebie. Odpowiadało mu bycie bogiem wśród płci pięknej. Nałożył srebrną maskę
na twarz. Zaraz się zacznie.
Hermiona i Ginny siedziały w pokoju. Nie
odzywały się do siebie. Dobrze wiedziały, że to dziś ma być ten dzień, w którym
pożegnają się z murami Hogwartu i nie wiadomo, czy jeszcze tutaj wrócą. Zdawały
sobie sprawę, jakie czeka je niebezpieczeństwo. Jednak już nie było odwrotu.
Dawno temu, bo na pierwszym roku, obiecały sobie, że będą bronić Hogwartu i
słowa zamierzają dotrzymać.
Usłyszały głośny trzask, piski i mnóstwo
przekleństw, dochodzących z Pokoju Wspólnego. Hermiona popatrzyła znacząco na
Ginny. Właśnie zaczyna się ich piekło. Teraz wyjdą z bezpiecznego
Dormitorium i nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek wrócą. Ruda zacisnęła
powieki. Nie chciała płakać, ale nie mogła powstrzymać słonej wody, która
cisnęła się na jej policzki. Miona nie wytrzymała i rzuciła się na
przyjaciółkę, obejmując ją ramionami z całej siły.
-
Wszystko będzie dobrze, Ginny. – trzy tak bardzo banalne słowa. Jednak szatynka
nie miała pojęcia, co innego mogłaby teraz powiedzieć. Jej, zazwyczaj pełne
pomysłów, głowa aktualnie świeciła pustką. Stała się azylem dla jakichkolwiek
rozwiązań.
-
Nic już nie będzie dobrze, Hermiono. Oni nas tam zabiją. – wyłkała prosto w
ramię Herm. Gryffonce ścisnęło coś serce. Nie mogła patrzeć, jak bliskie dla
niej osoby cierpią. Tak bardzo chciałaby, żeby nikt oprócz niej nie musiał
znosić tego koszmaru, ale zdawała sobie sprawę, że samej nie da rady.
-
Jeżeli mają kogoś zabić, to tylko mnie. Nie pozwolę, żeby coś wam się stało. –
zapewniła gorliwie, jakby przekonując samą siebie do prawdziwości tych słów. Nie
dane im było dłużej trwać w tej pozycji, ponieważ kolejny głośny huk przywołał
je do rzeczywistości.
Pierwsza do drzwi podeszła Miona. Zacisnęła
dłoń na klamce i już miała otwierać drzwi, ale zawahała się. Wzięła pełno
powietrza do płuc, by po chwili wypuścić je z głuchym świstem. Nie może się
teraz poddać, jest zbyt późno na to. Pchnęła przedmiot, ukazując, co dzieje się
po drugiej stronie.
Grupka pierwszorocznych stała pod
ścianą, a jedna z zamaskowanych postaci pilnowała, żeby patrzyli na to, co robi
inna. Herm zauważyła Lavender Brown, zwijającą się na środku salonu. Blondynka
krzyczała, piszczała i błagała o pomoc; o litość. Nic to jednak nie dawało. Z
jej zapuchniętych, czerwonych oczu dało się wyczytać niemą prośbę, skierowaną
prosto do kasztanowłosej, na którą aktualnie patrzyła. Miona zacisnęła palce na
różdżce. Czas działać, nie da im się tak łatwo złapać nawet, jeśli musi do tego
dojść.
-
Zastaw ją! – jej własny głos wydawał się dla niej niesamowicie odległy.
Zupełnie tak, jakby należał do innej osoby. Nie zastanawiała się nad tym,
ponieważ uwaga wszystkich skupiła się właśnie na niej. W Pokoju Wspólnym
zapanowała cisza, przerywana jedynie ciężkim oddechem Lav.
-
No proszę, proszę. Druga, zaraz po Wybrańcu, zbawczyni świata czarodziejów. –
zakpiła zakapturzona postać. Hermiona była pewna, że skądś zna ten głos, który
wypełniała nutka szaleństwa. Śmierciożerca lub Śmierciożerczyni, wycelowała
swój magiczny atrybut ponownie w bezbronną Gryffonkę. Nie zdążyła jednak nic
zrobić, ponieważ Hermiona po raz kolejny postanowiła się wtrącić.
-
Powiedziałam, zostaw dziewczynę! Nie po nią tutaj przyszliście! – warknęła. Nie
lubiła Brown, nawet się z tym nie kryła, ale nikt nie zasłużył na taki los;
żeby skończyć po tym, jak trafi w niego śmiercionośne zaklęcie.
-
Masz rację, ale kto nie lubi się czasem trochę zabawić?! – teraz była już
pewna. Bellatrix, o niej mówił jej kilka dni temu Draco. Jak mogła być tak
głupia i nie wpaść na to od razu?
-
Posłuchaj mnie, Lestrange. Po prostu powiedz, czego chcesz i zejdź mi z oczu. –
nie wiedziała, jak to się stało, ale w momencie odzyskał chęć do tego, żeby na
każdym kroku kpić z niebezpieczeństwa, a już szczególnie, popleczników Czarnego
Pana. Przecież żyje się tylko raz, a ona może już za niedługo skończyć życie.
Dlaczego ma przestać z niego korzystać? No właśnie.
Draco stał obok Zabini ‘ego i uważnie
przyglądał się Granger. Zaskakiwała go i musiał to niechętnie przyznać nawet
przed sobą. Widział, jak na początku bała się wszystkiego, co aktualnie ma
miejsce. Chociaż starała się ze wszystkich sił tego nie pokazywać, to z jej
oczy i trzęsących się na wszystkie strony dłoni można było czytać, jak z
otwartej księgi. Strach, przerażenie, zdesperowanie, niepewność, a nawet chęć
ucieczki – wszystkie te emocje kumulowały się w jej drobnym ciele. Zastanawiał
się, jak ona może to wszystko znieść. Stała tam, u szczytu schodów i kłóciła
się z jego ciotką. Zaimponowała mu również tym, jak szybko odzyskała rezon i
chęć do walki.
I właśnie wtedy uświadomił sobie, że są
do siebie bardzo podobni. On też, za każdym razem stara się ukryć uczucia,
które nieproszone wdzierają się do jego umysłu. Na różne skrzywienia twarzy
pozwalał sobie dopiero wtedy, kiedy był zupełnie sam lub zakładał srebrną
maskę, pod którą mógł się skutecznie ukryć. Patrzył na wszystkie tortury, jakie
słudzy Voldemort ‘a zapewniają Zdrajcą Krwi, Szlamom i Mugolom. Zacisnął
powieki. Nie może zbyt dużo o niej myśleć, bo to może go kosztować wiele
cierpienia. Za wiele, jak na jednego człowieka.
-
Jak ty się w ogóle śmiesz do mnie odzywać Szlamo?! – wykrzyknęła na całe
gardło, zdzierając z twarzy maskę. W trzech, zamaszystych krokach znalazła się
obok dziewczyny. Nie zdążyła jednak nic zrobić, ponieważ Hermiona, nie
poruszając się nawet o milimetr, wbiła jej swoją różdżkę, prosto w krtań.
Zwinność to bardzo przydatna cecha; szczególnie na wojnie.
-
Tak, jak na to zasłużyłaś. – odpowiedziała pewnie, a na jej twarz wpłynął
szeroki, wredny uśmiech.
Zauważyła, jak w oczach kobiety pojawia
się niesamowita chęć mordu na niej samej. Nie bała się jej jednak. Wiedziała,
że musi walczyć; sama dla siebie. Chciała udowodnić tylko swojej osobie, że
mimo wszystko potrafi poradzić sobie z niebezpieczeństwem, że może igrać z
zabójcami.
Bella chciała rzucić w nią jakąś,
najprawdopodobniej niewybaczalną i bolesną, klątwą, ale w ostatnim momencie ją
wyprzedziła. Co prawda, Expeliarmus,
nie jest aż tak niebezpiecznym zaklęciem, jak Cruciatus, ale w tym momencie zupełnie wystarczył. Pupilkę Czarnego
Pana odrzuciło na kilka metrów w tył, aż uderzyła głową w ścianę. Po Pokoju
Wspólnym rozszedł się przeciągły jęk, wychodzący prosto z gardła poszkodowanej.
Wszyscy dokładnie widzieli, jak przez chwilę nie może złapać oddechu, aby kilka
sekund później móc zaciągnąć się upragnionym powietrzem, jak narkotykiem, do
którego narkoman dawno nie miał dostępu.
-
Ty dziwko. – wycharczała, nie zdolna jeszcze do normalnego wypowiadania słów.
Hermiona zaśmiała się sarkastycznie.
-
W twoich ustach, to jak komplement, Bellatrix. – zaśmiała się dziewczyna. Widziała
wściekłość, która opanowuje każdą komórkę ciała niebezpiecznej kobiety. No, ale
przecież Gryffonka kpi sobie z niebezpieczeństwa.
W pewnym momencie usłyszała przerażony
pisk Ginny. Odwróciła się natychmiastowo. Okazało się, że Ruda tkwi w uścisku
jednego z dwóch pozostałych Śmierciożerców. Jak mniema po kolorze skóry, której
kawałek wystaje spod czarnej szat – Zabini ‘ego. Weasley jednak zdawała się
tego nie zauważyć. Z jej zielonych oczy płynęły łzy. Bała się tego, co się
dzieje.
Już miała zareagować i rzucić jakąś
mało szkodliwą w skutkach klątwą w czarnoskórego, ale Portret Grubej Damy
ustąpił, ukazując dziurę w ścianie. Do środka weszło dwóch innych
Śmierciożerców z Luną i Pansy. Ta druga została wniesiona, ponieważ była
nieprzytomna. Nott i Higgs. Przeszło
Mionie przez myśl. I nie pomyliła się, to faktycznie byli oni. Zauważyła, jak
Bellatrix kiwa ręką w jej stronę, dając znak ostatniej zamaskowanej postaci, że
ma się z nią rozprawić. Wystawiła przed siebie różdżkę.
Draco zrozumiał wiadomość, przekazaną
mu drogą gestykulacji. To on miał porwać Granger. Pokiwał twierdząco głową na
znak, że zrozumiał i zaczął zbliżać się do dziewczyny. Już dawno zaczęli z
chłopakami zastanawiać się nad planem działania, ale nic nie przychodziło im do
głowy. Jednak najgorsze było to, że nie mieli pomysłu, jak pomóc dziewczynom.
Za każdym razem, kiedy rozmawiali na
te tematy Zabini wydawał się nieobecny. Gdy tylko wspólnie stwierdzali, że po
raz kolejny to, co wymyślili nie nadaje się do niczego darł się, przeklinał, po
czym wychodził z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami. Blondyn dobrze
wiedział, jak jego przyjaciel cierpi. W końcu żaden facet nie chciałby patrzeć
na męki swojej ukochanej, bez względu na to, jak wcześniej wyglądała ich
relacja. On będzie miał to zapewnione przez najbliższe kilka miesięcy. Możliwe
nawet, że Wiewiórka już nigdy więcej nie wyjdzie z Malfoy Manor.
Na tę ostatnią myśl po jego plecach
przeszedł dreszcz niesamowitego obrzydzenia. Do siebie samego, swojej rodziny i
tego, że to właśnie w jego domu dzieją się tak potworne rzeczy. Jest coś
jeszcze. Bał się. Cholernie martwił się o Granger. Nienawidził się za to
uczucie. Wiedział, że ta dziewczyna powinna pozostać mu obojętna, ale do kurwy
nędzy tak nie było i on nic na to nie mógł poradzić! Szlag by to wszystko
trafił.
-
Nie podchodź. – usłyszał jej głos, który teraz zawierał nutkę groźby. Czyżby
nie była na tyle inteligentna, żeby domyślić się, że to on? Chciał się uderzyć
w czoło, na swoją własną głupotą. Przecież to oczywiste, że ona wie. Przecież
tylko gra, żeby Bellatrix nic nie powiedziała. Sądząc po stanie, w jakim jest
Parkinson zastosowała się do jego rady i nie powiedziała przyjaciółkom, że to
oni po nie przyjdą.
-
Nie podskakuj Szlamo. – warknął, rzucając pierwsze zaklęcie. W ostatnim
momencie je odbiła, ale drugie trafiło celnie prosto w jej klatkę piersiową.
Poczuła niesamowite ukłucie od
wewnątrz. Upadła na kolana, wypuszczając różdżkę z prawej dłoni. Podparła się
jedną ręką o podłogę, a drugą złapała za brzuch. Ból stawał się coraz bardziej
nie do zniesienia. Dobrze wiedziała, czym została przeklęta, zdawała sobie
również sprawę, kto to zrobił. Nie było innego wyjścia, ale mimo to zawiodła
się na Ślizgonie. Myślała, że coś wymyśli, ale on najwyraźniej wolał iść na
łatwiznę. Obrzuciła go zbolałym spojrzeniem.
Klął na siebie w myślach widząc, jak
kasztanowłosa na niego patrzy. Zdawał sobie sprawę, że obiecał zadawać jej jak
najmniej bólu, ale teraz nie miał innego wyjścia. Każdo inne zaklęcie nie
wchodziło w grę. Czarny Pan zażądał od nich bezwzględności i musieli się
kurczowo trzymać tej zasady. Bella na pewno doniosłaby mu o jakichkolwiek
odstępstwach, a wtedy ich życie byłoby jeszcze bardziej zagrożone, niż jest
aktualnie. Wypowiedział formułkę jeszcze raz, a po Pokoju Wspólnym tym razem
rozniósł się przerażający pisk Gryffonki. Zacisnął powieki, klnąc na czym tylko
świat stoi. Higgs ledwo utrzymywał Lovegood. Ruda natomiast zemdlała z nadmiaru
wrażeń. Po chwili to samo stało się z Hermioną.
Kiedy tylko jej powieki opadły
wszędzie stało się tak cicho, że dało się usłyszeć przelatującą muchę. Podszedł
do ciała dziewczyny i wziął ją na ręce. Wydawało mu się, że nic nie waży. Była
lekka, jak piórko; nie miał żadnych problemów z podniesieniem jej. Pokiwał
głową w kierunku zadowolonej kobiety, dając jej tym samym znak, że mogą już
opuścić Hogwart.
-
Avada Kedavra. – zielony snop światła trafił prosto w jakąś pierwszoroczną
dziewczynkę z blond lokami. Jej drobne, blade ciałko osunęło się po ścianie na
ziemię. Nie była nic nikomu winna, ale bez ofiar ni mogłoby się obejść. Właśnie
takie jest rozumowanie Śmierciożerców.
Aportowali
się do Malfoy Manor.
Obserwował poczynania swoich
sług z Bellą na czele. Musiał przyznać, że wypełniała go niesamowita satysfakcja.
Na pierwszy rzut oka dokładnie było widać, że zrobił z tych chłopców prawdziwe
maszynki do zabijania. Właśnie takich ludzi potrzeba mu było – bezwzględnych i niebezpiecznych,
żeby mógł w każdym momencie liczyć na ich dozgonne poddaństwo. Zdawał sobie w
pełni sprawę, że gdyby jednak coś poszło nie tak i to Wybraniec wygrał (co
oczywiście było niemożliwe, bo to on jest tym lepszym!), to pójdą siedzieć w
Azkabanie, a niektórych skażą nawet na pocałunek Dementora. Szczerze? Nie
obchodziło go to w nawet najmniejszym stopniu. Każdy musi umieć przetrwać po swojemu,
taka jest bolesna prawda.
No to się zaczęło. Zżera mnie ciekawość jak to wszystko przebiegnie, dlatego mam nadzieję, że twoja wena nie będzie Cię opuszczać i szybko zawitasz do nas z kolejnym rozdziałem :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Rozdział genialny! Nie mogę wprost doczekać się co będzie w następnym :)
OdpowiedzUsuńFspaniałe i bezwzględne! Takie jakie lubie! Biedni chłopcy musza patrzeć na cierpienie ,, ukochanych". No ale ofiary zawsze boli bardziej! Rozdział bardzo ale to bardzo mi sie podobał:)
OdpowiedzUsuńGenialne opowiadanie, jesteś tak kreatywna że aż brak mi słów by opisać to, smuci mnie że twoje opowiadanie nie jest popularne, ale masz talent dziewczyno! Oryginalność jest ceniona, pisz dalej! Nie zniechęcaj się małą ilością ludzi, oni na pewno kiedyś zrozumieją ile tracili nie czytając tego nigdy :D Rozdział smutny, ale trudno by wojna nie była pełna smutku, rozgoryczenia oraz ogromnego lęku. Jesteś naprawdę dobrą pisarką ponieważ, kiedy czytałam naprawdę potrafiłam się wczuć w emocje, jakie targały bohaterami. Niewiele osób to potrafi.
OdpowiedzUsuń