Postanowienie !!
Przez jakiś czas będę pisać krótkie rozdziały, ale postaram się, żeby było w nich jak najwięcej akcji? Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - druga cześć "Nowej historii Draco I Hermiony" skończyłaby się za szybko xd
Jak widzicie pojawiła się ankiet - głosujcie, a będzie wam dane (albo i nie, to zależy od głosów większości xd)
Pozdrawiam,
Cave.
_____________________
Hermiona cały dzień spędziła w pokoju
Teodora, a Draco nie odstępował jej nawet na krok. Chłopaki wcisnęły w nią siłą
marną kolację, którą niechętnie przełykała. Tłumaczyła im, że nie jest głodna i
nawet przez sekundę nie pomyślała w celi o jedzeniu, ale oni twardo obstawali
przy swoim. Z jednej strony była mocno zirytowana ich postawą, ale z drugiej
dziękowała Merlinowi, że to właśnie ta czwórka ma pomagać jej w wykonaniu
misji, powierzonej przez Zakon Feniksa. Nie wiedziała, jak to zrobili, ale
pomimo tych kilku lat, przez które byli zaciętymi wrogami, teraz potrafiła im w
stu procentach zaufać. Obawiała się tylko, że kiedy wojna się zakończy, oni
wyrzekną się wszystkiego, co działo się przez ostatnie kilka miesięcy w tym
miejscu.
-
Wiecie cokolwiek o mojej siostrze? – zapytała w pewnym momencie, kiedy przez
dłuższy czas trwali w ciszy. Zauważyła, jak jej towarzysze spinają się,
atmosfera znacznie zagęszcza. Westchnęła ciężko. Mimo wszystko chciała znać
całą prawdę – lepsze to, niż kłamstwo.
-
Nic. – powiedział Bleise, kierując wzrok na okno, za którym panowała ulewa.
Widoczność była znacznie ograniczona, a przez kaskady wody ledwo przedzierało
się światło latarni, które stały w wielkim ogrodzie. Spuściła wzrok na swoje
splecione dłonie i zaczęła bawić się długimi palcami. Dlaczego miała wrażenie,
że chłopak kłamał?
-
Spokojnie Hermiono. Jestem pewny, że Bliznowaty nie dał jej nic zrobić. –
mruknął Malfoy, przyciągając szatynką do siebie, na co ona ufnie wtuliła się w
jego ramiona. Z całej siły starała się zignorować przyjemne ciepło na sercu,
kiedy ten Ślizgon przebywał tak blisko niej. Z marnym skutkiem.
-
Musisz już iść. – wzrok Gryffonki odruchowo powędrował na duży, zabytkowy
zegar, wykonany z ciemnego drewna. Wskazywał równo godzinę pierwszą w nocy.
Pokiwała twierdząco głową, niechętnie opuszczając bezpieczne ramiona blondyna i
podnosząc się do pozycji stojącej.
Przymknęła oczy, kiedy równowaga
odmówiła jej kompletnie współpracy. Wróciła jednak w odpowiednim momencie, co
zapobiegło bliższego spotkania dziewczyny z podłogą. Ruszyła hardym krokiem w
kierunku drzwi. Nie miała zamiaru pokazywać, jak bardzo boi się kolejnych dni.
Duma nie pozwalała jej na to. Poczekała, aż Teodor otworzy przed nią drzwi, a
zaraz potem znaleźli się na korytarzu. Usiłowała ukryć zdziwienie, kiedy cała
czwórka podążyła z nią do lochów, gdzie ponownie miała zostać zamknięta w
chłodnej, wilgotnej celi. Pięć minut później znaleźli się już przed kratą.
Hermiona chciała zatrzymać się na chwilę przed miejscami, gdzie przebywają jej
przyjaciółki, ale chłopaki jej na to nie pozwolili. Za każdym razem, kiedy
prosiła ich o choć chwilę rozmowy, oni tłumaczyli, że i tak już dużo ryzykują.
Z cichym westchnieniem weszła do środka, po czym od razu zajęła miejsce pod
ścianą, chowając twarz w kolanach, które podciągnęła pod brodę. Chciała, żeby
już sobie poszli, bo musi teraz zostać sama. Chyba zrozumieli jej postawę,
ponieważ po chwili usłyszała zgrzyt klucza w zamku, a kilka sekund później
odgłos oddalających się kroków.
Musiała pomyśleć nad tym, jak ma
wyciągnąć z Voldemort ‘a jakiekolwiek informacje. Przecież to chyba oczywiste,
że nie porozmawia z nią od tak, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi, którzy
znają się od urodzenia. Chociaż zaraz. Gdyby podejść go naokoło, to mogłoby się
udać. Zmaltretowaną twarz dziewczyny przyozdobił delikatny uśmiech. Może w
końcu coś pójdzie po jej myśli. Jej powieki opadły, przysłaniając szatynce
świat, kiedy nie była w stanie już dłużej powstrzymywać zmęczenia, które po
woli opanowywało całe zbolałe ciało Miony. Położyła się na kamiennej podłodze,
układając ręce pod głową, żeby choć trochę zastąpiły jej poduszkę. Przez ciało
szatynki przeszedł nagły dreszcz zimna. To jednak nie przeszkodziło dziewczynie
w zaśnięciu, które przyszło zupełnie niespodziewanie i sprawiło, że chociaż na
chwilę mogła odciąć się od tego wszystkiego, co ją otaczało i sprawiało ból
oraz cierpienie.
Rano obudził ją dźwięk otwieranych
krat. Westchnęła ciężko, ale nie podniosła powiek. Dobrze wiedziała, co ją
teraz czeka. I nie pomyliła się. Po kilku sekundach ktoś z całej siły pociągnął
ją za włosy do góry. Automatycznie złapała za ramię swojego oprawcy, usiłując
choć trochę zmniejszyć ból, jaki jej sprawia. Pokazała światu czekoladowe
tęczówki, w których błyszczały kryształowe łzy. Nie chciała, żeby tam były, ale
nic nie mogła na to poradzić. Powstrzymała odruch wymiotny, gdy Śmierciożerca
ukazał rządek nierównych, pożółkłych zębów, co miało oznaczać uśmiech. Nic nie
powiedział, tylko skierował się do wyjścia z piwnic.
-
Już inaczej nie potraficie, tylko za włosy? – warknęła, usiłując dotrzymać
mężczyźnie kroku. W odpowiedzi usłyszała tylko jego kpiący głos. Postanowiła
milczeć, żeby nie dawać mu więcej powodów do radości.
Ogromne, drewniane drzwi, za którymi
miała wątpliwą przyjemność znajdować się już wczoraj, otworzyły się na całą
swoją szerokość, ukazując wielkie pomieszczenie, w którym znajdowały się tylko
trzy osoby. Na samym środku stał sam Voldemort, uśmiechając szeroko, gdy
zobaczył, kogo przyprowadził mu jeden z poddanych. Pod ścianą natomiast
dostrzegła Draco, który usilnie starał się ukryć wszystkie emocje, jakie się w
nim kotłują oraz jego oraz jego ojca. Ten człowiek natomiast był dla niej
jedną, wielką zagadką. Nie rozumiała, jak można tak skrzywdzić własne dziecko.
Teraz stał z dumnie uniesioną głową, trzymając bladą dłoń na ramieniu Smoka i
obserwował ją z góry, jakby była nic niewartym śmieciem. Zaśmiała się żałośnie
pod nosem. Właśnie w ten sposób czuła się przez ostatnie kilkadziesiąt godzin.
Opadła na kolana po tym, jak
Śmierciożerca pchnął ją z całej siły. Nie była w stanie panować nad swoim
ciałem, przez co musiała podeprzeć się na rękach, żeby nie rozbić twarzy o
kamienną posadzkę. Zacisnęła powieki, czując ból, rozchodzący się po całym jej
ciele. Ciałem Hermiony wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz. Musi zapanować nad
sobą. Jeden, Dwa, Trzy, Cztery …
-
Nie bój się, Hermiono. Nic ci nie zrobię. – do jej uszu dobiegł spokojny głos
Czarnego Pana. Skrzywiła się nieznacznie z obrzydzenia. – Oczywiście, jeśli
będziesz współpracować. – dodał po kilku sekundach. Poczuła, jak usiłuje
wedrzeć się do jej umysłu. Nie pozwoli mu na to.
W pewnym momencie jej głowa podniosła
się, mimo woli dziewczyny. Patrzyła teraz prosto w rozeźlone oczy potwora. Dobrze
wiedziała, że pytanie z ostatniego przesłuchania jest dalej aktualne i tak nie
miała zamiaru się odezwać. Czuła na sobie palące spojrzenie Draco. Zastanawiała
się, czy patrzenie na to, jak cierpi sprawia mu przyjemność. Nie chciała w to
wierzyć, ale podświadomość dziewczyny była w tej kwestii bezlitosna. Cały czas
w jej umyśle przewijały się obrazy pokoju Nott ‘a, w którym z wielkim
rozbawieniem opowiada reszcie swoich przyjaciół, jak to głupia Szlama zwija się
w spazmach, usiłując zapanować nad swoim ciałem i łapczywie łapiąc każdy
oddech, który może być dla niej ostatnim. Właśnie tego się obawiała – że
zakocha się w swoim największym wrogu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest
już nim zauroczona i, chociażby nie wiem, jak się starała, nie uda jej się tego
zmienić.
Z zamyślenia została wyrwana w dość
brutalny sposób, ponieważ Cruciatusem.
Zacisnęła z całej siły zęby, starając się, żeby z jej gardła nie wydostał się
żaden, nawet najcichszy dźwięk. Nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła
Voldemort ‘a. Jednak przede wszystkim nienawidziła samej siebie. Za słabość,
strach, który wypełniał i paraliżował całe ciało dziewczyny, brak odwagi, żeby
odpyskować przeciwnikom oraz myśl, że sobie nie poradzi. To ostatnie sprawiło,
że całe wnętrze Hermiony zostało wypełnione odrazą. Zacisnęła pięści, przez co
delikatna skóra dłoni została przebita przez połamane, za długie paznokcie.
-
Nie powstrzymuj krzyku, Szlamo! Pokaż, jak bardzo cierpisz! – do jej uszu
dotarł mrożący krew w żyłach krzyk, ale nie złamał dziewczyny.
Dobrze wiedziała, że Czarny Pan uwielbia
patrzeć, jak jego ofiary wiją się w agonii i cierpieniu. Jednak ona nie będzie
tego robić. Wracała dawna Hermiona. Ta, która nie bała się niczego i zawsze
wiedziała, co ma zrobić. Zastraszona dziewczyna poddała się, dzięki czemu dawna
Granger wróciła do siebie. Nie zamierzała z powrotem odchodzić na urlop.
Szatynka podniosła się do klęku, podpierając drżące ciało na rękach. Musiała w
to włożyć całą siłę, jaka jeszcze się w niej znajdowała. Kiedy zaklęcie ustało
podniosła głowę do góry i popatrzyła prosto w zwężone, gadzie oczy Riddle ‘a.
Jednak nie tak, jak poprzednim razem – ze strachem i bólem. Teraz przepełniała
je tylko nienawiść i determinacja.
Draco patrzył na Gryffonkę z podziwem,
który starał się za wszelką cenę ukryć wraz z przerażeniem i bólem pod maską
zupełnej obojętności. Dobre wiedział, dlaczego Tom kazał mu na to wszystko
patrzeć. Ojciec już dawno poinformował go, że Voldemort widzi w nim potencjał
do bycia jednym z jego najbardziej zaufanych sług. Kiedy usłyszał to po raz
pierwszy po prostu zamknął się w swoim pokoju i zaczął płakać. Po kilku
minutach jednak jego ciałem zawładnęła niesamowita nienawiść do wszystkiego co
żyje i gdyby nie dość szybka interwencja Terrence ‘a, wylądował by w świętym
Mungu z pozrywanymi wszystkimi mięśniami. Zdemolował pomieszczenie, a
przyjaciel w odpowiednim momencie uratował go od ronienia sobie krzywdy.
Teraz, kiedy cierpiała jedna z
najważniejszych dla niego osób (sam już nie wiedział, kiedy do tego dopuścił,
ale mimo wszystko nie żałował), chciał zrobić to samo, co w pokoju – zatracić się
w amoku i zniszczyć każdy przedmiot w zasięgu kilku metrów. Serce mówiło –
postaw się, a rozum zaprzeczał twierdząc, że na uczucia przyjdzie jeszcze czas.
Sam już nie wiedział, czy kogoś takiego, jak on, stać na coś więcej niż strach.
Tak, był cholernym tchórzem, który nie zasługiwał na nic innego niż śmierć. Ale
jeszcze żył i zamierzał pomóc Zakonowi w pokonaniu kogoś, kto zrobił z niego
kompletnego potwora.
-
Jesteś nic nie wartym śmieciem, Voldemort. – po pomieszczeniu w pewnym momencie
rozniósł się słaby głos Hermiony. Źrenice wcześniej wspomnianej osoby zapłonęły
żywym ogniem.
-
Jak śmiesz używać mojego imienia?! – w przeciągu kilku setnych sekundy Hermiona
wylądowała na ścianie, a Czarny Pan znalazł się przy nie, unieruchamiając ją
jednym zaklęciem. Jęknęła, kiedy końcówka różdżki wbiła się w jej krtań. Szybko
jednak przywróciła zacięty wyraz twarzy. – Skoro nie chcesz mówić sama, zmuszę
cię do tego. – syknął, zdejmując urok z ciała dziewczyny, przez co z głośnym
łomotem opadła na posadzkę.
Trwało kilka minut, zanim Śmierciożercy
usadzili ją na drewnianym krześle i przymocowali jej ręce do jego oparć.
Wszyscy wiedzieli, co się za chwilę stanie. Niektórzy byli przeszczęśliwi, inni
zaintrygowani, natomiast pozostali starali się być zupełnie obojętni. Sama
Miona zaczęła błagać Merlina, żeby instrukcje Syriusza były odpowiednie i udało
jej się jakkolwiek zapanować nad swoimi myślami, kiedy Veritaserum zacznie już krążyć po organizmie dziewczyny. Niby
zadnie było proste: wymyślić swoją własną wersję wydarzeń, a o prawdziwej na
chwilę zapomnieć. Jednak potrzeba do tego niesamowitą ilość silnej woli, której
Herm ostatnimi czasy trochę brakuje. Motywuje ją jedynie myśl, że stara się nie
zdradzić przyjaciół i uratować magiczny świat.
Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała odgłos
uderzania bosymi stopami o kamienną posadzkę. Wiedziała, że za chwilę okaże
się, jak dobrą czarownicą jest. Żałowała, że nie ma przy niej teraz
przyjaciółek, jednak nic nie mogła na to poradzić. Zamknęła oczy, gdy tylko
Riddle stanął przed nią. Chciała, żeby ta męka się w końcu skończyła.
Poczuła, jak Tom łapie podbródek
dziewczyny, aby wlać do jej ust całą zawartość niewielkiej fiolki.
Automatycznie wypluła substancję, otwierając szeroko oczy. Jeżeli wszyscy
zgromadzeni myśleli, że podda się tak ławo, to byli w ogromnym błędzie. Wściekły
Riddle spróbował po raz kolejny, tylko tym razem nie był już taki delikatny i
zmusił Hermionę do połknięcia mikstury. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi
nieprzyjemny dreszcz.
-
Czy ty i twoje przyjaciółki należycie do Zakonu Feniksa. – padło pierwsze pytanie.
BRAWO, Hermiona! Tak trzymać!
OdpowiedzUsuńAch, do pełni ideału brakowało mi tylko, by zamiast "Voldemort" powiedziała "Tom".... to by się nasz mhroczny pan wkurzył!
No i jak śmiesz przerywać w TAKIM momencie, pytam się? No jak?!
No i to ja rozumiem. Nieźle mnie nastraszyłaś tym, że chcesz porzucić Dramione. nie rób tak nigdy więcej bo, chyba padnę na zawał :P
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to dla mnie jest jak najbardziej genialny. Lubię tego bloga i mam nadzieje, że prędko się nie zakończy :)
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/